Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Polski off czyli niezależność
Termin off jest pojemny. Oznacza niezależną, eksperymentalną, ale także amatorską twórczość filmową. Filmy offowe, realizowane najczęściej przy minimalnych budżetach, koncentrują się na osobistych przeżyciach i przemyśleniach autorów, ich wizji świata.
To przede wszystkim produkcje krótko- lub średniometrażowe – głównie dokumenty i fabuły, które są pokazywane na festiwalach kina niezależnego i offowego, okazjonalnie przedostając się również do oficjalnego obiegu dystrybucyjnego i telewizji.
Wbrew pozorom, filmowy off ma w Polsce długą i ciekawą tradycję. Prekursorami tego rodzaju ekspresji artystycznej byli m.in. Józef Robakowski, Zespoły Filmowe „Torpeda” i „Skurcz”, grupa twórcza „Garaż-film”. Nie zapominajmy jednak, że w okresie PRL’u prężnie działała u nas sieć „Amatorskich Klubów Filmowych” zrzeszających spełniających się twórczo miłośników kina, którzy spotykali się na branżowych zlotach i festiwalach. Henryk Lehnert, filmowiec-amator, jeden z prototypów postaci Filipa Mosza w „Amatorze” Krzysztofa Kieślowskiego, trafił nawet do Księgi Rekordów Guinessa za największą liczbę nagród zdobytych na festiwalach filmowych…
Razem z popularnością technologii cyfrowej, dostępnością kamer wideo czy telefonów komórkowych, kino offowe stało się rozrywką dostępną dla każdego. Moda na off ma jednak dwie strony. Pierwsza, to działalność czysto amatorska. Wideodokumentacja własnych przeżyć lub toporne inscenizacje w gronie przyjaciół. Z drugiej strony, zaczęło powstawać u nas coraz więcej produkcji półprofesjonalnych. Chodzi najczęściej o filmy para-gatunkowe (komedie, horrory, a nawet widowiska kostiumowe), zazwyczaj z udziałem popularnych aktorów w obsadzie.


fot. SFP

W ostatnich latach najgłośniejszymi nazwiskami polskiego offu byli bracia Piotr i Dominik Matwiejczykowie, Bodo Kox, Grzegorz Lipiec czy Hubert Gotkowski. Cezary Ciszewski realizuje filmy telefonem komórkowym, Abelard Giza łączy twórczość filmowca i stand-upera; Mariusz Pujszo od lat bezskutecznie usiłuje trafić z offem do kin. Nie jest wyjątkiem. Większość twórców związanych z polskim kinem niezależnym, deklaruje chęć zaistnienia w mainstreamie. Niestety, dotychczasowe próby realizowania pełnych metraży przez reżyserów offowych nie przyniosły sukcesu. Wyjątkiem jest Jacek Borcuch, twórca niezależnego „Kallaffiora” który z powodzeniem reżyseruje dzisiaj duże produkcje („Wszystko co kocham”, „Tulipany”).
Ostatnie lata wskazują, że moda na kino offowe w Polsce powoli się kończy. Domorośli twórcy spełniają się dzisiaj raczej na „YouTube’ie” i korzystają z popularności portali społecznościowych. Nie muszą jeździć na zloty i mityngi. Również ranga festiwali promujących kino niezależne mocno podupadła. Do fabularnego debiutu przygotowuje się Bodo Kox, Sławomir Shuty wspólnie z Maciejem Bochniakiem nakręcił zabawną komedię „Pokój”, a rolę mecenasów odkrywających nowe, niezależne talenty przejęła z powodzeniem „Szkoła Andrzeja Wajdy” oraz inne uczelnie artystyczne. Zatarły się granice między kinem profesjonalnym i offowym. Dzisiaj, żeby osiągnąć sukces, trzeba po prostu być zawodowcem. Bez żadnej taryfy ulgowej.
Łukasz Maciejewski   22 września 2011 15:00
Scroll