Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
„Mniejsza” sztuka? Młodzi filmowcy a kino dla dzieci
Polski Instytut Sztuki Filmowej postanowił zachęcić młodych twórców, aby zajęli się filmem dla dzieci. Dlaczego w Polsce nie docenia się kina dziecięcego?
Ósemka młodych reżyserów i producentów pojechała na zakończony 9 grudnia Międzynarodowy Festiwal Filmów dla Dzieci i Młodzieży „Ale Kino!”. Mieli przyjrzeć się widowni, chodzić na projekcje i spotkać się z nauczycielami, odpowiedzialnymi za edukację filmową w szkołach. Czy tego typu działania przełożą się na większą liczbę dobrych polskich filmów dla młodej widowni?

Na pomysł akcji wpadła Anna Sienkiewicz-Rogowska, kierująca w PISF Działem Upowszechniania Kultury Filmowej, odpowiedzialna m.in. za popularny program „Filmoteki Szkolnej”.  Pierwsza grupa mniej „opornych” twórców pojechała na Ale Kino! w zeszłym roku. - Żeby „naoglądali” się kina dla dzieci i młodzieży, które robione jest na świecie, ponieważ poza hollywoodzkimi produkcjami w ciągu roku na nasze ekrany w zasadzie nic nie trafia. Nie trafiają też (z małymi wyjątkami), filmy polskie – mówi Anna Sienkiewicz-Rogowska, Pełnomocnik Dyrektora PISF. - Chciałabym, aby młodzi filmowcy zrozumieli, że zajęcie się tą tematyką nie jest infantylne i „niegodne” ich talentu. Żeby niektórzy z nich pomyśleli, że można zadebiutować w ten sposób czy choćby zrobić „trzydziestkę” dla młodej widowni. Instytut ma pieniądze na  filmy dla dzieci – przypomina Sienkiewicz-Rogowska.


FORUM Ale Kino 2012, fot. Dominika Pałęcka

W ciągu ostatnich lat kinowy polski film dla dzieci praktycznie zanikł. Sukcesy artystyczne „Magicznego drzewa” Andrzeja Maleszki nie przełożyły się na rozwój tego rodzaju kina. Na ekrany weszły takie tytuły, jak: animowany, obrazoburczy, dowcipny „Jeż Jerzy” Wojciecha Wawszczyka i ostatnio - „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” Wiktora Skrzyneckiego na podstawie popularnej powieści Rafała Kosika. Im starszy widz, tym łatwiej znajdzie w kinach coś odpowiedniego dla siebie – na przykład „Salę samobójców” Jana Komasy czy „Galerianki” Katarzyny Rosłaniec, oba zdecydowanie dla starszej młodzieży i dorosłych, podobnie jak wspomniany „Jeż”. Nieco lepiej jest w przypadku krótkometrażowych filmów animowanych. Ich produkcję podtrzymał PISF,  który,  po wycofaniu się TVP z inwestycji w ten rodzaj filmowy, dofinansowuje i krótkie metraże, i seriale, czego zresztą robić nie musi. Wśród  krótkich animacji znaleźć można  naprawdę dobre filmy, jak np.  cykl poznańskiego TV Studia Filmów Animowanych „Baśnie i Bajki Polskie”, malarskie animacje Joanny Jasińskiej-Koronkiewicz („Len”), nagrodzony ostatnio na kilku festiwalach „Rybak na dnie morza” Leszka Gałysza z piękną plastyką Józefa Wilkonia, „Na cztery łapy, czyli szkolne przygody Pimpusia SadełkoAgnieszki Paszkiewicz, „Dlaczego mam dobre zdanie o Bocianie?Janusza Martyna,  „Edward Psie Serce” Grzegorza Koncewicza czy satyryczny film Piotra Furmankiewicza „Mali blokersi. Chcemy wielkie dzieło pacnąć”. Większe studia produkują seriale – między innymi -  Studio Miniatur Filmowych - „Mami Fatale” (z Grupą Smacznego) i „Hip-Hip i Hurra”, Se-Ma-For - „Zająca Parauszka”, Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej - „Kubę i Śrubę”, Fundacja Mały Rycerz „Kanon Baśni Polskich”. W produkcji rocznej to jednak nikły procent całości, funkcjonujący w osobnym obiegu, na marginesie filmowego życia.


"Zimowe wróżki" z cyklu "Baśnie i bajki polskie", fot. TV Studio Filmów Animowanych

W 1994 roku w książce „Polski film fabularny dla dzieci i młodzieży” Marek Hendrykowski zauważył samotność tego kina, nie dostrzeganego przez krytykę, pomijanego w publicznej debacie o kulturze. „W tej sytuacji nasza produkcja filmowa dla dzieci i młodzieży dryfuje od lat samopas w permanentnym zagubieniu i daje o sobie znać jedynie od przypadku do przypadku – pozbawiona jakiejkolwiek busoli, która mogłaby się okazać pomocna w wytyczaniu kierunków na przyszłość” - pisał znawca polskiego kina, jak się okazuje, trafnie przewidując obecną zapaść.


"Rybak na dnie morza", fot. Se-ma-for


Twórcy nie chcą robić filmów dla dzieci, producenci – o nie walczyć. - Na początku drogi zawodowej, twórca musi podjąć trudną decyzję, czy związać swoją przyszłość z filmem dla dzieci, czy podążać w stronę kina artystycznego dla dorosłych. Filmy dla dzieci powinni robić ludzie, którzy oprócz znakomitego warsztatu, mają w sobie wielką empatię i zrozumienie dziecka – mówi Ewa Sobolewska, szefowa poznańskiego TV Studio Filmów Animowanych, w którym powstały „Baśnie i bajki polskie”. - Produkcja dla dzieci od początku była powołaniem naszego Studia, które powstało w telewizji publicznej. Stąd też świadomie rozwijaliśmy twórczość dla najmłodszej i młodej widowni telewizyjnej – mówi producentka i zwraca uwagę, że w Polsce dla telewizji powstawały przede wszystkim seriale, a załamanie się produkcji seriali, musiało wpłynąć negatywnie na kondycję produkcji dziecięcej i młodzieżowej. Znakomitą tradycję aktorskiego filmu kinowego dla młodej widowni przerwał w połowie lat 90. ubiegłego wieku upadek zespołów filmowych, a zanik kinowych filmów animowanych, upadek polskich wytwórni filmów animowanych o wieloletnim dorobku i doświadczeniu.
 - Tak samo, jak kiedyś w Polsce, tak i obecnie na świecie, nie realizuje się filmów „po domach”, ani z zespołem „skrzykniętym na ulicy” - podsumowuje Sobolewska. - Filmy powinny powstawać w zespołach twórczych, bo to one posiadają i przekazują doświadczenie, wiedzę i umiejętności. Młodzi twórcy mają wokół siebie specjalistów, którzy mogą ich wspomóc na każdym etapie powstawania filmu. Obecnie mamy w naszym kraju ogromną „dziurę” pokoleniową, a brak stabilnej produkcji filmowej dla młodych widzów w ogóle, pracę przy realizacji np. serialu dla dzieci, szczególnie młodzi twórcy, uważają za mniejszą szansę na artystyczne spełnienie, skoro nigdy nie wiadomo, czy i kiedy będzie można zrobić następny film… i czy z realizacją filmów dla dzieci warto wiązać swoją przyszłość zawodową.

"Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa", fot. mat. prasowe

Iwona Harris
, młoda producentka z firmy Lollipop Films, jest jedną z osób, które wzięły udział w PISF-owej inicjatywie. Harris, która pracuje obecnie nad developmentem kolejnego „Feliksa...”  deklaruje, że chciałaby związać swoją przyszłość zawodową z filmem dla dzieci i młodzieży. Wie jednak, że taka postawa to rzadkość, że  wielu filmowców traktuje film dla dzieci jako "mało poważny" rodzaj działalności, niewiele mający wspólnego ze sztuką. Film dla dzieci praktycznie nie interesuje twórców "mainstreamowych", z dużym dorobkiem, aktywnych. Harrris zwraca uwagę na problemy wiążące się z produkcją, dystrybucją i promocją kina dla młodej widowni. - Na filmie dla dzieci zarabia się słabo, na mocy przepisów nie można lokować w nich produktów, korzystać z product placementu. Co prawda udziały sponsorskie nigdy nie były w polskiej kinematografii znaczącym źródłem dochodów, ale jednak przy budżecie rzędu 6 mln złotych każde dodatkowe wsparcie ma znaczenie. -  Odczuwam deficyt polskiego filmu dla młodej widowni. Jak mamy kształtować gusta widowni, nauczyć dzieci przyswajać i oceniać sztukę, jeśli nie mamy do niej dostępu? - pyta retorycznie producentka. A nawet, jeśli mamy taką możliwość, to często o niej nie wiemy. Harris zwraca uwagę na słabe kampanie reklamowe nielicznych polskich filmów dla dzieci, jak choćby "Feliksa, Neta i Niki". Fakt, że pierwsza adaptacja  książki z popularnego cyklu nie zrobiła świetnego „wyniku”, na pewno utrudnia pozyskiwanie inwestorów kolejnej. - Kampanii "Feliksa…" praktycznie nie było, mówi Harris. - Marketing filmów dla młodzieży robi się po omacku, bez porządnych badań, bez rozpoznania widowni. I za zbyt małe pieniądze. - Kiedy kilka lat temu zorientowałam się, że na ekrany weszło "Magiczne drzewo", od razu chciałam zabrać dzieciaki do kina. Niestety - szybko  okazało się, że film już zszedł z ekranów.


Agnieszka Grochowska, Andrzej Chyra w "Magicznym drzewie", fot. mat. prasowe

Problemów jest tak wiele, że trudno zawrzeć je w jednej rozmowie czy tekście. Anna Sienkiewicz-Rogowska wie, że podjęła się pracy, na efekty której trzeba czekać latami, ale jest przeświadczona, że działania te są potrzebne. Niektóre – niezbędne, jak  trwała i dobra współpraca ze szkołami filmowym, które nie uczą sztuki filmu dziecięcego. Niezależnie, czy aktorskiego, czy animowanego. Jak zuważa Ewa Sobolewska,  nie ma  w Polsce ani jednej szkoły, która uczy zawodu animatora filmowego. Szkoły wyższe uczą reżyserii, projektowania lub sztuki operatorskiej. - A zawód animatora, to zawód szczególny o bardzo wyspecjalizowanych umiejętnościach, tu niezwykle ważne jest przekazywanie warsztatu przez mistrzów, z pokolenia na pokolenie. Mamy obecnie taką sytuację, że jednej strony komputer ułatwia młodemu pokoleniu pracę, ale jednocześnie nauka zawodu animatora polega na wywarzaniu już dawno otwartych drzwi metodą prób i błędów, co oczywiście wiąże się ze stratą czasu i mniej „odpornych” może zniechęcić do profesjonalnego uprawiania tego zawodu – mówi producentka.

Jerzy Moszkowicz, dyrektor Festiwalu Ale Kino! wierzy, że inicjatywa PISF-u ma sens. On sam doświadcza paradoksu, organizując dużą międzynarodową imprezę filmową dla dzieci w kraju, w którym praktycznie kino takie nie istnieje. - Dobrze, że tu przyjeżdżają. Widzą wypełnione sale, biorą udział w spotkaniach, patrzą na żywe reakcję widowni i w ten sposób przekonują się, że  film dla dzieci to prawdziwe, poważne kino. W tym roku mieliśmy ośmioro chętnych, ale wierzę, że za rok będzie już kilkanaście – mówi z właściwym sobie optymizmem Moszkowicz. Iwona Harris deklaruje, ze chciałaby robić film dla dzieci z debiutantem. - Młody człowiek łatwiej zrozumie oczekiwania przyszłej widowni, "złapie" jej język, ułatwi przekaz - mówi, dodając, że właśnie debiutanci wydają się najbardziej otwarci ten rodzaj filmu.

Być może za dwa, trzy czy cztery lata w konkursie pojawią się pierwsze filmy wyprodukowane czy wyreżyserowane przez dzisiejszych uczestników festiwal. Powodzenie akcji zależy od wielu czynników, ekonomicznych, prawnych, finansowych, ale najbardziej – od woli i determinacji samych twórców.
 

Anna Wróblewska / portalfilmowy.pl  14 grudnia 2012 18:35
Scroll