PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Bohaterem grudniowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 12/2016) jest Juliusz Machulski. Z znakomitym reżyserem rozmawia Artur Majer. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać nałamach nowego numeru pisma już 12 grudnia 2016 roku.
Artur Majer: Na początku kariery mówił pan – i podkreśla to dzisiaj – że film to rozrywka, a już przy okazji premiery „Pieniądze to nie wszystko” w 2000 roku znalazłem pana wypowiedzi, że należy robić filmy o naszej rzeczywistości. Jakie jest pańskie przekonanie w drugiej dekadzie XXI wieku?

Juliusz Machulski
: Myślę, że jeden postulat nie wyklucza drugiego. Wszystkie filmy, które robiłem były o naszej rzeczywistości, nawet „Seksmisja” czy „Kingsajz”. Może „Vabank” mniej, ale to był film historyczny. Nie potrafię robić filmu o innym kraju niż Polska, gdyż żadnego innego kraju tak dobrze nie znam. Mimo że sporo jeżdzę po świecie i mieszkałem trzy lata w Stanach Zjednoczonych, bardzo długo byłem we Francji, często w Hiszpanii, we Włoszech. Traktuję te wszystkie państwa jak inne odbicie mojej rzeczywistości. Nie mógłbym jednak nigdy zrobić filmu nie o Polsce.

Wydaje się, że staje się pan coraz bardziej krytyczny i uważny na tę otaczającą nas polską rzeczywistość. W finale „Kołysanki” był pan już bardzo ostry…

Profetyczny wręcz: ksiądz wprowadza diabła do Pałacu Prezydenckiego! (śmiech)

Myśli pan, że ta tendencja będzie się nasilać?

Nie planuję tego. Niewykluczone, że mam jakieś właściwości profetyczne, których nie kontroluję. Wiele moich pomysłów się sprawdza, na przykład partenogeneza w „Seksmisji” – za chwilę okaże się, że jest możliwa. Nawet w „Vabanku” jest prorocza scena… A to ciekawa historia. Wymyśliłem do tego filmu, szwajcarskie, jak mi się wydawało, nazwisko twórcy zabezpieczeń w banku: Ziegler. Jak pokazywałem film w Szwajcarii, gdy tylko nazwisko się pojawiało, na sali kinowej wybuchał ryk śmiechu. Myślałem wtedy: o, cieszą się, że to szwajcarskie! Ale po którymś pokazie podeszli do mnie Szwajcarzy i pytają, skąd pan wiedział – robiąc film w Polsce dwa lata wcześniej – że za chwilę wybuchnie wielka afera z Jeanem Zieglerem, deputowanym i dziennikarzem z kantonów francuskojęzycznych, który będzie pisał o praniu pieniędzy w Szwajcarii? Wydał książkę pod tytułem „Szwajcaria pierze najczyściej” – pieniądze mafijne, przemytnicze i pochodzące z karteli narkotykowych. Pytają więc, skąd wiedziałem o Zieglerze, a ja nie wiem skąd! Tak samo z tym Pałacem Prezydenckim w zakończeniu „Kołysanki”. Teraz jest to najgorętsze miejsce w Polsce i… można powiedzieć, dość kontrowersyjne.

Miał pan kilka innych przedsięwzięć tego typu. Myślę o spektaklach Teatru Telewizji: „Jury”, „19. Południk”…

…który oglądany dzisiaj okazuje się bardzo aktualny. Tam jest nawet passus o uchodźcach. Prezydent Czop mówi, jak sobie poradzić z bezrobociem: wybuduje się mur na wschodniej granicy. Kiedy dziennikarka go pyta, skąd weźmie na to pieniądze, odpowiada, że Unia mu da. (Przecież wtedy nie byliśmy w Unii!). A jak nie da? – pyta dalej. Jak nie da, to będziemy przerzucać im tych dziadów z Afganistanu czy z Iraku. Zobaczymy wtedy, czy nie da – odpowiada jej Czop. On w ogóle mówi językiem, który wydawał mi się wtedy tak chamski, grubiański, prymitywny, że aż śmieszny. A dziś idealnie by się wpisywał w narrację i przemówienia polityków z prawej strony ław w Sejmie. Nie wierzę, że są aż tak nieinteligentni, że nie wiedzą co mówią. To jest język, który wydawał mi się niemożliwy w polityce, dyskwalifikujący polityka… Teraz się okazuje, że ten mój wymyślony prezydent Czop ze swoim prostackim językiem na tle niektórych polityków to brytyjski dżentelmen. Nie jestem dumny z tych profetycznych zdolności, one mnie czasami przerażają (śmiech). Przypominam, że działania Czopa, na przykład obrażanie przedstawicieli innych narodów (Niemców, Rosjan, Amerykanów), kończą się czwartym rozbiorem Polski wzdłuż 19. południka. Wydawało mi się to zabawną, trochę może przesadzoną satyrą na scenę polityczną z czasów, kiedy niejaki Lepper został marszałkiem sejmu. A dzisiaj to jest jak „Ewa Ewart poleca” – dokumentalny opis rzeczywistości.

Satyra ma to do siebie, że chce naprawiać rzeczywistość, piętnując jej ułomności. Teraz robi pan kolejny film. Czy i w nim…

(przerywa) Nie mogę powiedzieć nic o nowym filmie, żeby nie zapeszyć. Na pomysł wpadłem dziesięć lat temu, scenariusz pisałem przez rok.

Muszę jednak pana trochę pociągnąć za język.

No dobrze. Będzie zatytułowany "Volta".

Jest pan specjalistą od komedii polskiej, od zabawy gatunkowej. Nowy projekt wciąż mieści się w tym opisie?

Mało tego, tam będzie w jednym filmie pięć filmów i pięć poziomów czasowych… Zdradzę tyle, że pewien przedmiot pojawia się w różnych epokach historycznych aż do dzisiejszych czasów. Będziemy kręcić w Lublinie, bo to miasto jest filmowo tak fotogeniczne, że zasługiwało na film od dawna. Tak się szczęśliwie złożyło, że w przyszłym roku Lublin ma 700-lecie nadania praw miejskich. Z tej okazji stworzono specjalny fundusz na film, którego akcja dzieje się w tym mieście. A ponieważ ja tam spędziłem dzieciństwo, mam do Lublina ogromny sentyment, a niedawno powróciłem tam ze spektaklem „Machia” napisanym na zamówienie lubelskiego Teatru Starego, być może władzom miasta wydałem się odpowiednią osobą do tego przedsięwzięcia. To była propozycja nie do odrzucenia. Będzie to film „lubelski”, bo główna akcja dzieje się współcześnie w tym mieście, ale mamy kilka różnej długości retrospekcji w rozmaitych częściach Europy w wieku XIV, XVII, XIX i XX.
Artur Majer
Magazyn Filmowy SFP 12/2016
Ostatnia aktualizacja:  25.11.2016
Zobacz również
fot. Kuba Kiljan/SFP
"Fale" od 9 grudnia w kinach
”To lubię: Andrzej Wajda” w kinie Iluzjon
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll