PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
O śniadaniu serwowanym przez Sophie Marceau, projekcji w mieszkaniu Alaina Delona, tańcu z Ginger Rogers, a przede wszystkim o realizacji filmu "Wir" opowiadali w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie Marzena Trybała i Henryk Jacek Schoen - goście kolejnego spotkania z cyklu "Przywrócone arcydzieła" Łukasza Maciejewskiego.
Henryk Jacek Schoen dziś kojarzony jest przede wszystkim z Teatrem Bagatela, w którym sprawuje funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego. Przed laty był jednak człowiekiem kina. Na początku lat 70. zaczął pojawiać się na planach jako specjalista od ewolucji kaskaderskich. Od 1977 roku pracował jako drugi reżyser (m.in. w filmach Stanisława Różewicza, Feliksa Falka, Krzysztofa Kieślowskiego czy Agnieszki Holland). W 1983 roku zadebiutował jako reżyser i scenarzysta "Wiru", zainspirowanego opowiadaniami "Wir" i "W milczeniu" Luigiego Pirandello. - Nie pamiętam już nawet jak wpadły w moje ręce. Zacząłem o nich rozmawiać ze Stanisławem Różewiczem i Jerzym Wójcikiem - wspominał Schoen w Krakowie. - Ciągle mówiliśmy o istocie życia, o tym, że przez te kilka stron przewija się cała galeria ludzkich losów: miłość, śmierć, wreszcie podejmowanie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wspierany przez żonę usiadłem do pisania. Pracę skończyliśmy w tydzień, może dwa. Zaniosłem tekst do Zespołu Filmowego "Tor". Różewicz, wówczas kierownik artystyczny studia, oraz Witold Zalewski, jego kierownik literacki, od razu zaakceptowali materiał, choć zazwyczaj scenariusze były bardzo długo dyskutowane. Równie szybko poszła praca na planie, na którym spędziliśmy 18 dni. Po pierwszym pokazie fragmentów - tu, w kinie Kijów - od Różewicza usłyszałem tylko "Co ja ci głowę będę zawracał. Zostawię sobie przyjemność obejrzenia całego filmu".


Łukasz Maciejewski, Marzena Trybała, Henryk Jacek Schoen, fot. Dagmara Romanowska

Historia nastolatka Tomka, który postanawia zająć się nieślubnym dzieckiem zmarłej matki doceniona została m.in. na XII Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film", nominacją do Złotych Lwów na IX FPFF w Gdyni oraz do XXIII Tygodnia Krytyki w Cannes. Film został również nagrodzony na II Festiwalu Filmów Romantycznych w Cabourgu w 1987. W Francji twórcę spotkało też wiele innych niespodzianek. - Dowiedziałem się, że "Wir" chce obejrzeć ktoś bardzo znany, ale nie mogę poznać jego nazwiska. Zgodziłem się na projekcję - opowiadał Schoen. - Została zorganizowana w pięknym apartamencie w XVI dzielnicy. Właścicielem był… Alain Delon. W Paryżu spotkałem się też z Andrzejem Żuławskim. Przegadaliśmy u niego z pół nocy. "O 6. muszę jechać na spotkanie poza Paryżem. Nie mogę ci towarzyszyć przy śniadaniu. O której chciałbyś coś zjeść?" - zapytał. "Może około 9.-9.30?". I o 9.30 do pokoju, z tacą śniadaniową przyszła… Sophie Marceau. Z kolei na festiwalu Cabourgu - na balu po ogłoszeniu zwycięzców - do tańca poprosiła mnie Ginger Rogers.

Równie miłe wspomnienia z realizacją "Wiru" ma Marzena Trybała, która zagrała Annę, matkę Tomka. - Zawsze najbardziej pociągała mnie w filmie tajemnica i postacie, które ją wnoszą - opowiadała w Krakowie. - Ta rola wybitnie spełniała te założenia. Część życiorysu tej kobiety poznajemy dopiero po jej śmierci - z notatek, listów, od trzecich osób.

- Z rozrzewnieniem patrzę na tamte lata i "Wir". Mieliśmy świadomość jak piękny to materiał. Na planie mogliśmy mu się całkowicie poświęcić - bez dzisiejszego pośpiechu i nerwowości, chociaż kręciliśmy w tak krótkim czasie. Dziś rzadko powstają takie filmy, z takim klimatem - dodawała aktorka. Lata 80. były dla niej wyjątkowo intensywnym zawodowo okresem. Z jednego planu biegła na drugi. Kilka lat przed "Wirem" rozpoczęła współpracę z Krzysztofem Kieślowskim, która zaowocowała nie tylko filmami "Przypadek" czy "Bez końca", ale i telefonem od… - Zadzwoniła do mnie Violetta Buhl, reżyserka castingu. "Siedzisz?"; "Nie…", "Siadaj natychmiast!", "Ale co się stało?", "Leży u mnie faks: Proszę o przesłanie zdjęć i informacji o aktorce Marzenie Trybale. Polecał mi ją bardzo Krzysztof Kieślowski. Podpisano: Stanley Kubrick". Kubrick planował wtedy realizację filmu w Polsce, ale - jak to bywa w życiu - nic z tego nie wyszło. Zatrzymałam faks. [na początku lat 90. XX wieku reżyser przygotowywał się do nakręcenia "Aryjskich papierów", inspirowanych "Wojennymi kłamstwami" Louisa Begleya i odwołujących się do rozprawy Raula Hilberga - "Zagłada Żydów europejskich". Reżyser nawiązał w tej sprawie kontakt ze studiem Tor. Wśród lokalizacji rozważał Kraków. Z pomysłu wycofał się, gdy okazało się, że Steven Spielberg przygotowuje "Listę Schindlera" - przyp. DR].



W trakcie krakowskiego spotkania Trybała wspominała też i o innych swoich spotkaniach ze światowymi sławami. - W 1991 roku grałam w "Szulerze". Adek Drabiński przywiózł ze sobą do Polski młodego Philipa Seymoura Hoffmana - opowiadała aktorka. - Powierzył mu rolę giermka hrabiego Victora Moritza, czyli Jurka Zelnika. Nie miałam z Hoffmanem scen, ale nieustannie spotykaliśmy się na planie. Już wtedy Adek mówił, że będzie z niego wielki aktor, chociaż nie przypuszczaliśmy, że aż tak.

Wieczór wypełniły jeszcze anegdoty z samego planu "Wiru". Schoen przypomniał o klimacie i historii dworu w Hucisku, gdzie powstała część zdjęć czy o wódeczki nieustannych poszukiwaniach Piotra Skrzyneckiego. Mówił o dzieciach, które do swojego debiutu zatrudnił. O kręceniu sceny erotycznej z Ewą Dałkowską i 15-letnim Markiem Herbkiem. Śmiechu i odrobiny nostalgii nie brakowało. Kolejne spotkanie w ramach "Przywróconych arcydzieł" już w lutym - tym razem Łukasz Maciejewski przypomni "Zygfryda" i porozmawia z reżyserem Andrzejem Domalikiem.


Dagmara Romanowska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  27.01.2015
Zobacz również
fot. Dagmara Romanowska
Produkujesz gry? Ubiegaj się o nagrodę
Kreatywna Europa - terminy wezwań!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll