PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Tradycją Tarnowskiej Nagrody Filmowej jest sobotnia debata krytyków. Tak było i w tym roku. 3 maja 2014 roku w kinie Marzenie spotkali się dziennikarze, publicyści i krytycy filmowi, aby postawić diagnozę polskiemu kinu mijającego sezonu.
- Filmy, które pokazywaliśmy na festiwalach w zeszłym roku łącznie zdobyły 102 nagrody na festiwalach, choć nie tych najważniejszych - powiedział prowadzący debatę dyrektor artystyczny TNF Jerzy Armata. - Na dzień dzisiejszy „Ida” zdobyła 64 nagrody, weszła do regularnej dystrybucji w wielu krajach. Podobnie „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego, realizowany na zlecenie kilku muzeów, ostatecznie zakupiony został przez 67 krajów, w tym m.in. do Kenii, Iranu, Chin – mówił Armata. Zwrócił także uwagę, że choć mówi się o powrocie widzów do kin na polskie filmy, „Idzie” nie udało się ściągnąć do kin tłumów. Tłumy, owszem były, ale w kinach francuskich. W jakiej więc sytuacji jest polskie kino​?

- Rok 2014 był przełomowy. Główną przyczyną było pojawienie się filmu „Ida”, który jest wyjątkowy, nie widziałem takiego filmu od dziesięcioleci – powiedział Janusz Wróblewski z „Polityki. - Na nasze sprawy spojrzał ktoś z wielkim dystansem, ale bardzo nowocześnie. Film zrealizowany jest w sposób zupełnie nowy. Od 65 lat to najbardziej rozpoznawalny polski film na świecie. Ujawnia jednocześnie skromną potencję tego, co przez ostatnie lata zdołali wywalczyć polscy twórcy na świecie – dodał Wróblewski, zaznaczając, że twórców, którzy zdołali się przebić jest niewielu – należy do nich Małgorzata Szumowska czy wspomniany Lech Majewski, który tworzy niszowe kino autorskie. - Zagranica nie szuka u nas kina gatunkowego, ale czegoś innego - mówił Ryszard Jaźwiński. Przebija się kino autorskie, oryginalne – dodał Wróblewski. Przypomniał też pogląd Agnieszki Holland, która mówiła o tym, że nasza widownia jest mniej wyedukowana niż np. francuska. - Telewizja umasowiła gusta – zwrócił uwagę Janusz Kołodziej, redaktor naczelny "Tele Pro". - Powstało wiele filmów komercyjnych, które rozleniwiły polską widownię – mówił i, wspominając o filmach – produktach, powstałych z myślą o powszechnej widowni. - Czy oni są lepiej wyedukowani? - zastanawiał się Paweł Felis z „Gazety Wyborczej”? - Nie wiem, ale Francuzi mają pozytywny snobizm i tu pojawia się przykład „Idy”. Im bardziej nasi reżyserzy będą radykalni, tym lepiej.- Pamiętajcie o prawie większych liczb, u nas powstaje mało filmów, jest mniej kin – zwrócił uwagę Konrad Zarębski.

Andrzej Bukowiecki, Jerzy Armata, Konrad Zarębski, Paweł Felis, Ryszard Jaźwiński, Janusz Kołodziej, fot. Paweł Topolski / topol.pl

Janusz Wróblewski przypomniał, że żaden polski dystrybutor przed festiwalem w Gdyni nie chciał wziąć „Idy” do dystrybucji, szacując jej potencjał na 30 000 widzów. Kilka polskich filmów w tym roku zebrało dużą widownię, jak np. „Jack Strong”. - Polskie kino komercyjne znajduje swoje lokalne przełożenie, widać tendencję utrzymania widowni na polskich filmach - uważa dziennikarz „Polityki”. Twórcy odpowiadają rosnącym potrzebom polskiego rynku. Ale to nie musi przekładać się na sukcesy w świecie.
 
 Bardzo ciekawie zabrzmiał głos profesora Andrzeja Wernera, który zwrócił uwagę, że w rozmowie o polskim kinie stosujemy mieszane kryteria oceny. - Zawsze pytam, czym jest kino w pewnym momencie historycznym, czym jest kino adresowane do własnej zbiorowości, kultury, jakie miejsce w kulturze zajmuje, jakie spełnia funkcje wobec zbiorowości. Co wnosi polskie kino w stosunku do tradycji, do przemian historycznych. - mówił profesor podkreślając, że to też powinno być kryterium rozmowy o kinie, a nie tylko liczby.

Filmem, który rozpoznaje polską rzeczywistość, który przenosi lokalność w przestrzeń uniwersalną jest  właśnie, zdaniem Janusza Wróblewskiego „Ida”. - Te dwa obszary pytań się łączą – uważa Andrzej Bukowiecki. - Powinniśmy stawiać sobie ważniejsze pytania, nie tylko o liczby. Jak polski film funkcjonuje w świecie, w którym inaczej się ze sobą komunikujemy. A także o rolę krytyki filmowej. Lepiej czy gorzej na te pytania starają się odpowiedzieć filmy takie jak „Hardkor Disco” czy „Obietnica”. Przypominają mi się słowa Tadeusza Sobolewskiego, kilka lat temu na festiwalu w Gdyni: „uczymy się mówić różnymi językami”. Przypomnijmy sobie, jak kilkanaście lat temu baliśmy się zaniku kultury DKF-owskiej. A tymczasem powstają u nas filmy takie jak „Imagine”, czarno-białe „Ida” i „Papusza”, filmy Kolskiego i Barańskiego, ciekawe kino obyczajowe skierowane do szerszej publiczności, jak „Mój rower” czy „Chce się żyć” - podsumował Bukowiecki, dodając, że nie mamy się czego wstydzić.
 
Janusz Wróblewski, Mateusz Werner, Andrzej Werner, fot. Paweł Topolski / topol.pl


- Przestańmy mówić o wstydzie. Jeśli mówimy, że nie mamy się czego wstydzić, to wychodzimy z błędnego założenia, niewskazanego – odpowiedział Konrad Zarębski. - My z nurtu DKF-owskiego musieliśmy zrozumieć zmianę. Wydawało nam się, że kino polskie kreuje polską kulturę. Po 1989 roku okazało się, że to co dla nas ważne, niekoniecznie musi być cenione przez polskiego widza. Tak jak nastąpiła przebudowa telewizji, prasy, tak samo kino musiało zmienić podejście. Ja bym nie nazwał tego komercjalizacją, ale transformacją. Przez 25 lat wychowaliśmy nowy rodzaj widza. Zmieniły się także kanały dystrybucji – dodał Zarębski, podkreślając, że widz obecnie jest rozstrzelony między kino, telewizję czy internet, a właściwie, niestety, torrenty.

Uczestnicy debaty zwrócili uwagę na niepokojący w ostatnim sezonie brak debiutów filmowych, a także filmów dla dzieci. - Mało filmów młodych i mało filmów o młodych – skrótowo ujął to Bukowiecki. Zdaniem Janusza Kołodzieja, przyczyną tego stanu rzeczy jest problem z finansowaniem. - Kiedyś trampoliną do kina była telewizja. Wśród finansowych przez TVP filmów nie ma debiutanckich – zwrócił uwagę Kołodziej. Tych filmów nie jest zresztą wiele. Krytycy podkreślali, że wielką bolączką jest brak drugiego źródła finansowania.

Kilkakrotnie w dyskusji padło nazwisko Jerzego Kapuścińskiego, dyrektora programu II TVP S.A. I oto okazało się, że jest na sali i przysłuchuje się dyskusji. Postanowił też zabrać głos w sprawie debiutów, które nazwał swoim „konikiem”. W tym roku mamy na produkcję filmową 10 mln złotych, będą też debiuty – mówił Kapuściński, wspominając o projektach Kuby Czekaja, Grzegorza Zaricznego i Dariusza Glazera. - Zainwestowaliśmy m.in. w „Papuszę”, „Pokłosie”, „Chce się żyć”. To nie są małe sumy. HBO przez najbliższe dwa lata nie będzie inwestować, NC+ się wycofał, wycofały się instytucje komercyjne, na rynku zostają PISF i TVP. Jest kryzys, ale staramy się pomóc np. wspierając Studio Munka. Pieniędzy jest mało bo abonamentu jest mało. Ściągalność jest na poziomie 18 proc. Gdyby coś się poprawiło, byłyby pieniądze i na fabułę, i na kino artystyczne – mówił Kapuściński.- Stąd mój pesymizm. Nie ma regulacji takich jak w Unii. Chwalimy się 10-leciem wejścia do Unii ale kultura jest na ostatnim miejscu. TVP jest w tragicznej sytuacji. Jak idą wybory, pojawia się kultura, a potem wszyscy o niej zapominają.

Paweł Felis, Ryszard Jaźwiński, Janusz Kołodziej, fot. Paweł Topolski / topol.pl

- Co dalej? Jest tu wiele filmów, które odpowiadają na pytania estetyczne, emocjonalne, artystyczne, ale chciałbym, żeby jedne z tych filmów wywołał szerszy dyskurs pokoleniowy – przyznał Ryszard Jaźwiński.  - Bilans jednoroczny jest  niebezpieczny, preferuje sztuczną perspektywę, natomiast patrząc na perspektywę ostatnich lat możemy powiedzieć, że jest dobrze, choć nie wyjątkowo dobrze – podsumował profesor Andrzej Werner. - W ciągu tych lat zawsze odnajdowałem ludzi, którzy proponowali coś ciekawego. Proporcja kilku dobrych filmów rocznie jest właściwa.

  Ocena jakości kinematografii to sprawa bardzo złożona, bo różne parametry zależą od różnych dziedzin i nie można ich ze sobą dowolnie porównywać – zauważa dr Mateusz Werner, w rozmowie z naszym serwisem podsumowując kilka wątków dyskusji. - Na przykład Jerzy Armata z jednej strony z dumą wymienia ogromną ilość nagród dla „Idy” Pawlikowskiego, z drugiej strony ze smutkiem zauważa, iż nie ma wśród tych nagród żadnego wielkiego, międzynarodowego festiwalu. W obu przypadkach sukces zależy od innych czynników, a jego brak diagnozuje problem umiejscowiony zupełnie gdzie indziej. W obu przypadkach adresat naszych uwag jest inny, i często w tej dyskusji go myliliśmy. Duża ilość nagród krajowych dla jakiegoś filmu, to w większym stopniu zasługa artysty i jego sztuki, a brak nagród międzynarodowych czy nieobecność w światowej dystrybucji to słabość naszego przemysłu filmowego jako całości. Do tego dochodzi jeszcze zjawisko inflacji nagród, ich malejące znaczenie wraz z rosnącą ilością imprez promocyjnych. To wszystko trzeba mieć na uwadze posługując się parametrem nagród festiwalowych, który z pozoru wydaje się taki obiektywny. Z kolei Janusz Wróblewski narzekał na niską kulturę filmową w Polsce, która powoduje, że „Ida” Pawlikowskiego ma większy sukces frekwencyjny we Francji, niż u nas. Moim zdaniem w tej kwestii nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów niedostatku cywilizacyjnego wobec Francji czy Niemiec. W lata 90. wchodziliśmy z olbrzymią siecią klubów filmowych, które kształciły widza dając mu narzędzia interpretacji. Mieliśmy wspaniałą publiczność, która kochała kino artystyczne. Ale ten kapitał został roztrwoniony. Nie chodzi teraz o wskazywanie palcem winnych, ale uznajmy fakty – mówił Werner. - Obecny powrót do polskiego kina artystycznego, to powrót do stanu, który kiedyś w Polsce był normalnością.

Paweł Felis widzi szansę w tworzeniu snobizmu wśród publiczności na kino artystyczne.  Polacy chodzili na filmy Kieślowskiego czy Zanussiego w latach 80 nie dlatego, że były modne, ale dlatego, że te artystyczne wypowiedzi pomagały im żyć. Mimo wszystkich zmian politycznych i kulturowych, wierzę, że to jest wciąż możliwe. Dziś mamy wprawdzie wielogłosowe kino o Żydach, o gejach, o bezrobotnych. Ale to są tylko przegródki formatów, takich społecznie usankcjonowanych sposobów mówienia. To jeszcze nie jest kino dla dorosłych, robione przez  wewnętrznie wolnych i dojrzałych artystów. Zanim wyruszymy ze swoim kinem w świat, powinniśmy nauczyć się mówić o sobie tak, żeby nas samych to interesowało. Jak na razie jedyną taką postacią jest dla mnie Wojciech Smarzowski – powiedział w rozmowie z Serwisem Internetowym SFP Mateusz Werner.



fot. Paweł Topolski / topol.pl

28. Tarnowska Nagroda Filmowa trwała od 26 kwietnia do 4 maja 2014 roku. Nagrodę główną otrzymał film „Papusza” małżeństwa Krauzów, specjalne - „Ida” Pawła Pawlikowskiego i „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego. Jury młodzieżowe nagrodziło Zbigniewa Walerysia za rolę w filmie „Papusza” a publiczność - „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy.


Anna Wróblewska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  15.05.2014
Zobacz również
fot. Paweł Topolski / topol.pl
Platforma Hybrydowa TVP z biblioteką VOD
Jan Komasa: freelanser-wędrowiec
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll