PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
W poniedziałkowe popołudnie Ewa Wiśniewska, wybitna aktorka filmowa, telewizyjna i teatralna, spotkała się z publicznością w Łódzkim Domu Kultury.

W 1959 roku, jako nastolatka, zwyciężyła w konkursie „Piękne dziewczyny na ekrany”, organizowanym przez pismo „Film”. W tym roku mija 50 lat od premiery „Zbrodniarza i panny” Janusza Nasfetera, w którym wystąpiła w drugoplanowej roli Marysi Kłosek. Zagrała w kilkudziesięciu filmach fabularnych i spektaklach Teatru Telewizji. Jej popularność ugruntowała rola doktor Ewy z wyświetlanego w latach 70. serialu telewizyjnego. Widzowie do tej pory pamiętają wielkie kreacje Wiśniewskiej: Róży z „Cudzoziemki” i Kurcewiczowej z „Ogniem i mieczem”. Poniżej zapis spotkania Ewy Wiśniewskiej z łódzką publicznością.

Aktorskie początki

Wygrałam konkurs „Piękne dziewczyny na ekrany”. Byłam z mamą na poranku w filharmonii (mój ojciec był skrzypkiem). Miałam wtedy 13 i pół roku. Przechodziłam przez rząd do swojego miejsca, wstał jakiś pan, okazało się – redaktor z czasopisma „Film”, który mi zaproponował zdjęcia (a właściwie mojej mamie, która kategorycznie mnie odsunęła na bok i zażądała tłumaczenia, dlaczego mnie zaczepia). Zdjęcia robił pan Hartwig i wyglądałam na nich na 150 lat! Ale konkurs wygrałam. Potem byłam zapraszana do Łodzi na zdjęcia próbne, oczywiście z mamą, która miała wielkie branie. A ja przemykałam bokami. Złożyłam papiery na ASP i jednocześnie do szkoły teatralnej, do której się dostałam. Miałam wtedy 17 lat. Szkołę skończyłam w wieku 21 lat. Zaczęłam grać w teatrze i filmie.
Miesiąc po ukończeniu szkoły teatralnej zagrałam w filmie "Życie raz jeszcze" Janusza Morgensterna. Byłam obstawiona tak, że myślałam, że wyzionę ducha – grałam z Łapickim i z Łomnickim. Andrzej Łapicki miał mnie całować i rozbierać. Nerwy ogromne. Poprosiłam, żeby na planie nie było ekipy podczas realizacji tej sceny. Wszystko było w porządku, zaczęliśmy grać.  Rzuciłam okiem na balkon – wszyscy, cała ekipa, wgapieni w ręce Andrzeja!

Sceny figurowe

Realizacja filmu to przygoda permanentna, praca od rana do wieczora. W każdym filmie na planie obecnych jest kilkanaście – kilkadziesiąt osób. Nigdy nie zapomnę, jak kręciliśmy film z Tomaszem Zygadło – „Sceny dziecięce z życia prowincji”. Miałam tam tzw. sceny figurowe, czyli łóżkowe. My z kolegą (Dariuszem Siatkowskim – przyp. A. M.) gramy bardzo intymne momenty, a przygląda się temu kilkanaście osób. Chemia między partnerami jest niemożliwa. Wykonuje się po prostu pracę. Tylko amatorzy dają się ponieść na planie. Nie mówię oczywiście o tym, co było potem...


Ewa Wiśniewska. Fot. Anna Michalska

Zawód jak żaden inny


Niedługo będę miała 50-lecie istnienia w zawodzie aktorskim. Nie traktuję zawodu lekko. Jest on prawie całym moim życiem. Nigdy nie lekceważę żadnej propozycji, jeśli już ją przyjęłam. Uważam, że im większe doświadczenie życiowe ma aktor, tym większy ma worek wiadomości, z którego korzysta przy budowaniu postaci. Zawód aktorski ma tego pecha, że nawet amator, nie umiejący nic innego prócz bycia sobą, może się podszyć. Wówczas po prostu przebywa na ekranie. Ładniejszy lub brzydszy, ale zawsze „gra” tak samo. Tymczasem naukę aktorstwa, tak jak każdego innego zawodu, zaczyna się od ćwiczeń, pantomimy. Potem robi się scenki. Na trzecim roku – akty sztuk różnych, a na czwartym – sceny. W ten sposób poznaje się żelazną konstrukcję roli, kręgosłup budowania każdej postaci.

Wiele trudu włożyłam w „Cudzoziemkę”. Na planie uczyłam się gry na skrzypcach, mówienia z akcentem. Do tego tekst – jedyny raz nauczyłam się go jak wiersza Mickiewicza, czy Słowackiego, nie zmieniając ani słowa, bo chciałam zachować specyficzny niepowtarzalny język Marii Kuncewiczowej.

Trudna sztuka – charakteryzacja

Od wielu lat charakteryzuję się sama (chyba że jest to charakteryzacja specjalna, jak czarne zęby Jaruchy w „Starej baśni” – mam je u siebie!). Trwa to 17 minut, z uczesaniem – 30. W tej chwili nikt mnie nie będzie klepał po twarzy. Jak mnie brała w ręce charakteryzatorka, to musiałam wstawać o 5 rano, przyjeżdżać do wytwórni, gdzie byłam mazana ze dwie godziny. W tym czasie charakteryzatorka piła sobie kawę, ględziła z koleżanką przy drugim stanowisku...

Wiedźma Jarucha z paprotką w dłoni

Nagrywałam „Starą Baśń” z Jerzym Hoffmanem (Ewa Wiśniewska grała tam wiedźmę Jaruchę – przyp. A. M). Jest tam scena wjazdu wikingów do Polski, która była kręcona przez paprocie, pod Warszawą. A ja miałam patrzeć na ten najazd. Ta scena, mojego podglądania, była z kolei kręcona w Biskupinie. W okolicy – żadnej paproci. Reżyser posłał kogoś na wieś. Zwyczajnie wykradli paproć. Cały czas żałuję, że nie było fotosistów na planie: siedziałam pod drzewami z głową w liściach paproci i doniczką w ręce.

Późna sława Mariana Dziędziela

Współpracowałam z Marianem Dziędzielem po raz pierwszy na planie „Piątej pory roku”. To jest bardzo dobry aktor, świadomy. Przez wiele lat grał role drugoplanowe, aż się doczekał – od „Wesela” wskoczył na filmowego konia i nadal na nim cwałuje.

Aktorskie marzenia

Nie czekam na żadną rolę i one do mnie przychodzą. Marzyłam kiedyś o zagraniu Blanche w sztuce "Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa. Zobaczyłam amerykański film z Marlonem Brando i genialną Vivien Leigh. Szczyty fantastycznego aktorstwa! I mi przeszło.
Teraz chciałabym zagrać w „Marii Stuart” Friedricha Schillera. Elżbietę I, kobietę o magnetycznej sile, zawsze przekonanej o swojej racji.

50 lat obecności na ekranie

Nie uważam się za aktorkę spełnioną, mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Z sentymentem wspominam niektóre role, ale ja jeszcze, jak mówi Wiktor Zborowski, nie odłożyłam łyżki. Nie widzę powodu, żeby patrzeć wstecz i podsumowywać. Nie urządzę benefisu. Nie mam powodu namaszczać się faktem, że jestem 50 lat w zawodzie. Brawa publiczności, fakt, że mieszkam w centrum Warszawy i ludzie mają do mnie sympatyczny stosunek – to mi uświadamia, że nie poszły na marne te lata.



Anna Michalska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  6.02.2013
Zobacz również
Pierwszy plakat "Wałęsy"
Guillermo del Toro zekranizuje "Tajemniczy ogród"?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll