Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W programie 37. Gdynia Film Festival znalazła się skromna – lecz reprezentatywna – retrospektywa filmów Doroty Kędzierzawskiej, przewodniczącej jury konkursu głównego.
Temu wydarzeniu towarzyszy także popularyzacja projektu reżyserki i Artura Reinharta – Polski Światłoczułej. Jej kino niejednokrotnie próbowano upraszać, nazywając je „delikatnym”, „kobiecym”, „wrażliwym” albo „osobnym”. Choć w każdym w tych przymiotników jest ziarnko prawdy. Filmy Doroty Kędzierzawskiej są zawsze szczerze i uczciwe. Szczere i uczciwe w pokazywaniu świata, który rzadko bywa łaskawy, często zaś jest bezlitosny. Z tłumu wybiera ludzi niedopasowanych, bo bardziej niż centrum interesuje ją margines. Autentyczność jej kino osiąga z udziałem niezwykłych aktorów – dzieci odkrytych przez Kędzierzawską, wypatrzonych w szkołach, ogniskach albo na ulicy.
"Nic", fot. FPFF
– Przy okazji „Wron” zorganizowałam casting. Po tym, jak dwa razy musiałam zmienić odtwórców głównych ról obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę robić castingów – przyznawała reżyserka na spotkaniu z publicznością. Kędzierzawska zawsze pyta grające w jej filmach dzieci, czy chcą przeczytać scenariusz. – Wolę, żeby frajdę miały z pracy przed kamerą i nie przejmowały na siebie losów granych przez nie postaci – mówi. Piotrek Jagielski, Kundel z filmu "Jestem" nie chciał czytać scenariusza. Powiedział, że go to nie interesuje.
Ale zanim nastąpiło "Jestem", uhonorowane Nagrodą Specjalną na Berlina w 2006 roku, Kędzierzawska przez siedem lat nie mogła znaleźć funduszy na film. – Napisałam wówczas siedem scenariuszy. Trzy z nich nadal mam w zapasie – śmiała się reżyserka. Przed tą siedmioletnią przerwą nakręciła przepiękne "Nic", którego projekcja otworzyła gdyńską retrospektywę autorki. W tym filmie kamera Artura Reinharta często zagląda bohaterom w twarz. Robi to wręcz namolnie, jest zbyt blisko, przekracza ich osobistą przestrzeń. Stawia ludzi pod ścianą i spogląda im w oczy tak długo, jakby chciała zajrzeć im w duszę. „Czasami mam ochotę zrobić wreszcie film, który by się dobrze skończył. A potem przypominam sobie słowa Singera – że historie, które dobrze się kończą nie są interesujące” – mówiła kiedyś Kędzierzawska. - Krytycy wmówili polskim filmom artystycznym, że są niszowe i nie zasługują na dużą widownię – mówiła reżyserka przy okazji spotkań z gdyńską publicznością. – Uważam, że istnieją dobre polskie filmy, a mieszkańcy wielu miejscowości o tym nie wiedzą. Z myślą o naszych filmach, moich i Artura, stworzyliśmy kino wędrowne, aby dotrzeć tam z nimi. Potem udostępniliśmy tę możliwość innym reżyserom – dodaje reżyserka.
Niedawno Polska Światłoczuła podróżowała z filmem "Droga na drugą stronę" Anci Damian. Na jedną z projekcji przyszła jedna trzecia wsi. W tej chwili projekt Kędzierzawskiej i Reinharta ma zaproszenia do czterdziestu miast. We wtorek odbędzie się projekcja filmu „Pora umierać” zamykająca gdyńską retrospektywę reżyserki.
Temu wydarzeniu towarzyszy także popularyzacja projektu reżyserki i Artura Reinharta – Polski Światłoczułej. Jej kino niejednokrotnie próbowano upraszać, nazywając je „delikatnym”, „kobiecym”, „wrażliwym” albo „osobnym”. Choć w każdym w tych przymiotników jest ziarnko prawdy. Filmy Doroty Kędzierzawskiej są zawsze szczerze i uczciwe. Szczere i uczciwe w pokazywaniu świata, który rzadko bywa łaskawy, często zaś jest bezlitosny. Z tłumu wybiera ludzi niedopasowanych, bo bardziej niż centrum interesuje ją margines. Autentyczność jej kino osiąga z udziałem niezwykłych aktorów – dzieci odkrytych przez Kędzierzawską, wypatrzonych w szkołach, ogniskach albo na ulicy.
"Nic", fot. FPFF
– Przy okazji „Wron” zorganizowałam casting. Po tym, jak dwa razy musiałam zmienić odtwórców głównych ról obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę robić castingów – przyznawała reżyserka na spotkaniu z publicznością. Kędzierzawska zawsze pyta grające w jej filmach dzieci, czy chcą przeczytać scenariusz. – Wolę, żeby frajdę miały z pracy przed kamerą i nie przejmowały na siebie losów granych przez nie postaci – mówi. Piotrek Jagielski, Kundel z filmu "Jestem" nie chciał czytać scenariusza. Powiedział, że go to nie interesuje.
Ale zanim nastąpiło "Jestem", uhonorowane Nagrodą Specjalną na Berlina w 2006 roku, Kędzierzawska przez siedem lat nie mogła znaleźć funduszy na film. – Napisałam wówczas siedem scenariuszy. Trzy z nich nadal mam w zapasie – śmiała się reżyserka. Przed tą siedmioletnią przerwą nakręciła przepiękne "Nic", którego projekcja otworzyła gdyńską retrospektywę autorki. W tym filmie kamera Artura Reinharta często zagląda bohaterom w twarz. Robi to wręcz namolnie, jest zbyt blisko, przekracza ich osobistą przestrzeń. Stawia ludzi pod ścianą i spogląda im w oczy tak długo, jakby chciała zajrzeć im w duszę. „Czasami mam ochotę zrobić wreszcie film, który by się dobrze skończył. A potem przypominam sobie słowa Singera – że historie, które dobrze się kończą nie są interesujące” – mówiła kiedyś Kędzierzawska. - Krytycy wmówili polskim filmom artystycznym, że są niszowe i nie zasługują na dużą widownię – mówiła reżyserka przy okazji spotkań z gdyńską publicznością. – Uważam, że istnieją dobre polskie filmy, a mieszkańcy wielu miejscowości o tym nie wiedzą. Z myślą o naszych filmach, moich i Artura, stworzyliśmy kino wędrowne, aby dotrzeć tam z nimi. Potem udostępniliśmy tę możliwość innym reżyserom – dodaje reżyserka.
Niedawno Polska Światłoczuła podróżowała z filmem "Droga na drugą stronę" Anci Damian. Na jedną z projekcji przyszła jedna trzecia wsi. W tej chwili projekt Kędzierzawskiej i Reinharta ma zaproszenia do czterdziestu miast. We wtorek odbędzie się projekcja filmu „Pora umierać” zamykająca gdyńską retrospektywę reżyserki.
Urszula Lipińska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2012
Gdynia - Polonica. Grochowska jeździ jak Gosling
Gdynia Dzieciom: oGrom wrażeń!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024