PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
plakat:
Andrzej Krakowski
Wydawnictwo Naukowe PWN
Warszawa, 2011
stron: 544
Z frapującej, niezwykle obszernej (ponad 500 stron), bogato zdokumentowanej książki Andrzeja Krakowskiego wynika, że to my, czyli przybysze polskiego pochodzenia, stworzyliśmy w dużej mierze amerykańską fabrykę snów. Autor zaopatrzył ją zresztą w stosowny podtytuł: „Jak stworzyliśmy Hollywood”.

No bo spójrzmy na początki amerykańskiego przemysłu filmowego, ograniczając nasz wzrok tylko do jego pionierów. Siegmund Lubin (urodził się we Wrocławiu lub Poznaniu jako Zygmunt Lubszyński) wymyślił przenośny projektor, czyli umożliwił pokazywanie filmowego obrazu z jednej kopii wielu widzom jednocześnie (z kinetoskopu mogła w danym momencie korzystać tylko jedna osoba). Samuel Goldwyn (urodził się w Warszawie jako Szmul Gelbfisz), jeden z współtwórców hollywoodzkiej potęgi, jako pierwszy wyprodukował pełnometrażowy film fabularny. Nathan Gordon (urodził się w Wilnie) i Louis B. Mayer (niewykluczone, że urodził się w Mińsku Mazowickim jako Kazar Meir) stworzyli pierwszy system wynajmu filmów, czyli stali się pionierami filmowej dystrybucji (wcześniej właściciele kin kupowali tytuły na własność i po zgraniu ich nie mieli za bardzo co z nimi robić). To dzięki Mayerowi w dużej mierze powstały pierwsze studia filmowe i utrwalił się system gwiazd (star-system). Bez braci Warnerów (najstarszy Hirsz urodził się w Krasnosielcu koło Makowa Mazowickiego) film jeszcze długo byłby niemy i czarno-biały, to im zawdzięczamy upowszechnienie wielu istotnych wynalazków niezwykle dynamizujących rozwój X Muzy. Bardzo dużo zawdzięcza – jak ujmuje to Krakowski – „symbiotycznej relacji między teatrem, literaturą i filmem” działalność braci Shubertów. No i gwiazdy – Pola Negri (urodziła się w Lipnie na Kujawach jako Barbara Apolonia Chałupiec), pierwsza Europejka, która przebojem weszła do panteonu „amerykańskich bogiń ekranu”, Al Jolson, pierwszy aktor, który „przebił barierę dźwięku”, czy Paul Muni, jeden z najwybitniejszych aktorów w dziejach kina. Na koniec Krakowski zostawia najgorętsze nazwisko – Billy Wilder z Suchej Beskidzkiej (19 oscarowych nominacji – za scenariusz i reżyserię – przyniosło mu pięć statuetek!). Co łączyło te gorące nazwiska. Wszyscy pochodzili z ziem polskich i wyjechali – często w bardzo młodym wieku – do Ameryki, za chlebem.

Krakowski każdej z tych postaci poświęca w swej książce osobny rozdział. Pisze tak, że trudno przerwać lekturę. Fakty obudowuje obyczajowymi obrazkami, dygresjami, anegdotami, często emigracyjne losy bohaterów porównuje do swych własnych. A ma do czego porównywać. Z pochodzenia jest warszawiakiem. W latach sześćdziesiątych studiował na wydziale reżyserii łódzkiej szkoły filmowej. W 1968 roku wyjechał z kraju. Studiował produkcję w American Film Institute. Szybko zaczął robić karierę na amerykańskim rynku jako scenarzysta, reżyser, producent i pedagog. Wykłada m.in. w nowojorskich – State University i The School of Visual Arts of New York, a także University of California oraz uczelniach izraelskich. Był nominowany do Oscara („California Reich”) oraz zdobył dwie nagrody Emmy za serię „We Are New York”, jak również słynny na Broadwayu musical „King David”.

Krakowski ograniczył się w swej książce – z powodu jej objętości – do najważniejszych nazwisk. „Niewątpliwie należy się rozdział Maxowi Fleischerowi z Krakowa, bez którego nie byłoby animacji i Disneya, Davidowi Sarnoffowi z Usłan koło Mińska, bez którego nie byłoby dzisiejszej telewizji. Na pewno zasłużyły na więcej miejsca, niż im poświęciłem, urodzona również w Krakowie Marianna Michalska, która jako Gilda Gray stała się wielką gwiazdą i wypromowała jeden z najpopularniejszych tańców epoki, oraz wspomniana w przelocie Salka Viertel z Sambora. Mistrz baletu Wacław Niżyński aż się prosi o więcej uwagi, podobnie jak Elizabeth Bergner z Drohobycza i Mark M. Dintenfass z Tarnowa, bez którego nie byłoby wytwórni Uniwersal. A co dopiero Bronisław Kaper, pierwszy polski kompozytor, zdobywca Oscara za «Lili» i niestrudzony promotor polskiej sztuki?” – wyznaje autor „Pollywoodu”. Czy doczekamy kontynuacji jego książki? Sequel tych frapujących opowieści byłby jak najbardziej wskazany. Można by dorzucić jeszcze kilka nazwisk: bracia Robert i Curt Siodmakowie, Mooriz Seeler, Eugen Schüfftan, Sam Spiegel, Mel Brooks, Walter Matthau...

Czy bohaterowie opowieści Krakowskiego, którzy kładli podwaliny pod kinematografię amerykańską, długo pamiętali o swych korzeniach czy szybko się zamerykanizowali. Różnie z tym bywało, bo różnorodne bywają ludzkie charaktery i temperamenty. Kiedy w „Stalagu 17” Billy'ego Wildera dyrekcja wytwórni postanowiła dokonać znaczącej korekty i – by nie drażnić niemieckich widzów – zamierzała zmienić narodowość występującego w filmie donosiciela z niemieckiej na polską, reżyser wrzasnął: „Fuck you!”, i odszedł z Paramountu, ale – jak wspomina – „filmu nikt nie dotknął, szpicel pozostał Niemcem”.


Jerzy Armata
opis redakcji
  25.03.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll