„Kino Juliusza
Machulskiego” to wydany w formie książki naukowej doktorat Artura Majera,
znanego środowisku filmowemu przede wszystkim z pracy w Polskim Instytucie
Sztuki Filmowej oraz Agencji Produkcji Filmowej i Telewizyjnej TVP SA. Ta
imponująca 400-stronicowa publikacja to pełna, dokładna, niesłychanie
pogłębiona analiza filmów fabularnych Machulskiego, które ewidentnie Majer
obejrzał po kilka lub kilkanaście razy i poddał badaniom ze wszystkich stron. I
nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kino gatunkowe, komercyjne
wymykało się polskiemu dyskursowi krytycznemu.
„(...) moim celem jest właśnie udowodnić ten «podmiotowy charakter wypowiedzi», a tym samym wskazać Machulskiego jako autora filmowego (...)” – pisze Majer. Czy oznacza to, że traktuje filmy twórcy „Seksmisji” jako dzieła kina artystycznego, swoją pracą naukową windując je na szczyty artystycznego Olimpu? Otóż właśnie nie.
Bo jeśli słusznie interpretuję metaprzekaz Majera, kwestia gatunkowości, przeznaczenia kina, potencjału komercyjnego jest w dyskursie krytycznym podrzędna. „Przyglądam się zatem każdemu z kinowych utworów reżysera oddzielnie, szukając dla nich odpowiednich, jak mniemam, kontekstów interpretacyjnych, pozwalających mi potwierdzić tezę o «ironiczności» jego kina lub jej zaprzeczyć i odkryć «autora w tekście»”.
Wydaje się, że to właśnie stanowi największą wartość tej książki. Każda z imponujących analiz liczy kilkanaście stron. Konsekwentnie, żmudnie Majer wskazuje środki filmowe, którymi posłużył się Machulski, budując każdy ze swoich filmów. Jednocześnie kreuje wizerunek reżysera, autoironicznie nazywającego się Komercjuszem Pierwszym, jako artystę świadomego, umiejętnie posługującego się ogromną paletą filmowych i narracyjnych technik (m.in. ironią i cytatem), a nade wszystko autora rozmiłowanego w kinie jako takim, którego w zasadzie wszystkie filmy mniej lub bardziej stanowią opowieść o fascynującej sztuce ruchomych obrazów.
Wszystko to sprawia czytelnikowi wielką frajdę, gdyż filmy Machulskiego znamy świetnie, niektóre fragmenty nawet na pamięć. Jakże miło jest przeczytać swoje ulubione cytaty i opisy ulubionych scen w rozbudowanym kontekście interpretacyjnym! Co więcej, czujemy się przy tym lepiej jako konsumenci kina gatunkowego. Ale zrozum mnie, Czytelniku, dobrze. Nie chodzi o to, że scena, kiedy Siara budzi się po uśpieniu i pobiciu i stwierdza, że „nera mnie szarpie”, ma mieć jakiś wyższy cel poza bawieniem publiczności, najważniejszego bohatera Machulskiego. Majer jedynie wykazuje, że Machulski jest twórcą świadomym, który dowcipem, cytatem, językiem bohaterów czy kreśleniem komediowych lub dramatycznych sytuacji posługuje się do konsekwentnego budowania filmowego świata.
Książki Artura Majera nie
można przejrzeć. Szkoda czasu. Trzeba spokojnie usiąść, znaleźć czas i
przeczytać od deski do deski. Warto.