PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
plakat:
Janusz Głowacki
Świat Książki
Warszawa, 2013
stron: 240
„Pełen paradoksów. Zaskakujący” – mówi do Oriany Fallaci jej tłumacz, tuż przed wejściem do mieszkania Lecha Wałęsy, gdzie włoska dziennikarka ma przeprowadzić wywiad. To scena z filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei” w reżyserii Andrzeja Wajdy według scenariusza Janusza Głowackiego. Wywiad Oriany Fallaci z Lechem Wałęsą pełni rodzaj klamry filmu, który miał różne zmieniające się w czasie produkcji koncepcje. O tych nieustających zmianach pisze Janusz Głowacki w swojej książce.

Przy czym myliłby się ktoś, kto by myślał, że autor książki żali się na Andrzeja Wajdę. Książka przekazuje fascynację Janusza Głowackiego charyzmatyczną postacią Wałęsy, którego uczynki autor tropi i rozwija na potrzeby filmu, ale też wymyśla hipotetyczne sytuacje, które nigdy się nie zdarzyły, ale mogłyby się wydarzyć. Głowacki pisze, że jego scenariusz nie miał być pomnikiem ani kapliczką. Wajda deklarował podczas pierwszego spotkania ze scenarzystą, że chce zrobić film artystyczny, i on  pragnął zgłębić naturę przywódcy strajku w Stoczni. Tyle że dążenia obydwu panów nie zbiegały się  w czasie współpracy – na koniec jej autor scenariusza nie rozmawiał już z reżyserem, tylko słał listy... Ale konfliktu de facto nie było, bo Głowacki nie wycofał swego nazwiska z czołówki filmu...

„Na planie filmu byłem tylko jeden raz” – ogłasza Głowacki w książce i to można uznać za „skarżenie  się na Wajdę”. Pisze właściwie beznamiętnie tylko o faktach. „Ten scenariusz pisałem prawie trzy lata, od 2010. Zapisałem parę setek stron, obejrzałem tyle wersji montażowych, że już mylą mi się sceny, które weszły do filmu, z tymi, które nie weszły, i te, które napisałem, z tymi, które chciałem napisać. Ostatnie dopisałem w kwietniu 2013 roku. Ale w lipcu dowiedziałem się, że są jeszcze jakieś dokrętki. A jakie, nie wiem. (...) Zanim się pomysł z Fallaci (którą miała zagrać Monica Bellucci, a wystąpiła Maria Rosaria Omaggio) na coś w rodzaju klamry pojawił, miałem jeszcze parę” – wyjawił Głowacki w książce. We wprowadzeniu wyjaśnia, że aż dwadzieścia scen, które napisał i parę według niego dobrych pomysłów nie weszło. „A ja niektóre lubię, czyli jak mają zginąć na zawsze, to je lepiej zapiszę” – oznajmia Głowacki.

Czytając książkę, też trudno się połapać, które pomysły weszły, a które nie (nawet jak się film świeżo oglądnęło), bo utkana ona jest z cytatów prawdziwego scenariusza i hipotetycznych jego fragmentów, a na dodatek pisarz ubarwił to smacznymi anegdotami z prawdziwego życia w PRL-u. Całość rzucona jest jeszcze na tło aktualnych wydarzeń politycznych, w czasie których scenariusz powstawał – a więc przypada na czas tragedii smoleńskiej i akcji z krzyżem pod Pałacem Prezydenckim. 

Wskutek czego robi się śmieszno i straszno.  A i przeżycia scenarzysty stały się nie hipotetyczne, ale realne, co opisuje. „Prezes PIS- u cieszył się niedawno, że słowo ‘zdrajca’ wraca do polskiego języka. Byłby tą sceną wzruszony. Bo grupa, którą przyprowadził wielkolud, otoczyła mnie, skandując ‘Zdrajca’, a równocześnie próbowali ustalić, kto ja w ogóle jestem i jak się nazywam. Zacząłem wycofywać się w stronę hotelu Bristol, a kiedy już dopadłem drzwi, wielkolud zakrzyknął za mną ‘Idź tam pić za te pieniądze, które ci płacą!’” Co posłusznie zrobiłem.

W ogóle rola narodu polskiego w książce Głowackiego przewija się stale. Bo jeśli pisze on o Wałęsie, to jego parkingowego interesuje głównie wątek współpracownika SB. „Panie, był on Bolkiem czy nie?” A Głowackiego  przy pisaniu scenariusza  interesują odniesienia do literackich dramatów, sięga do Szekspira. Przytacza sztukę „Juliusz Cezar” i opisuje reakcję tłumu, to, co krzyczą obywatele: „Mordować, spalić dom Brutusa, niech zdrajca nie ujdzie żywy!”...

Raz to jest za poważne, zbyt patetyczne, innym razem jego pomysły są za trywialne i niektóre sytuacje potrzebują „ocieplenia”, jak wymaga reżyser. Tym bardziej że pojawiają się nowe elementy i okoliczności – Danuta Wałęsowa pisze książkę „Marzenia i tajemnice”... Dlatego Głowacki wymyśla scenę (nie trzeba dodawać, że nie weszła), jak to Lech Wałęsa siedzi zapomniany na lotnisku, a jedynym zainteresowanym jest amerykański dziennikarz, który też ma za sobą lata świetności i nie pracuje już dla „Prime Time News”. Z jego 1,5-godzinnego wywiadu stacja telewizyjna chce tylko... cztery minuty, za to kiedy na lotnisku pojawia się małżonka bohatera – Danuta, tłum dziennikarzy w blasku fleszy otacza ją murem...
 
Lech Wałęsa  powiedział kiedyś „przyszłem” – i ktoś go poprawił, że się nie mówi „przyszłem”, tylko przyszedłem, a on odpowiedział podobno na to: „Nieważne, przyszłem czy przyszedłem, ważne, że doszłem... albo doszedłem”.

„Przyszłem ...” Janusza Głowackiego to fascynująca książka o charyzmatycznym człowieku, który dał się porwać historii i dalej wbrew pozorom jest w jej nurcie. Nie jest to tylko opowieść o samym Wałęsie – Głowacki kreśli cienką kreską, z ironią i humorem, zbiorowy portret nas, Polaków, dystansując się od bieżącej sytuacji politycznej, nigdy o niej nie zapominając. Chciałoby się rzec po wałęsowsku:  „Zdrowie wasze w gardła nasze”...


Ewa Kozakiewicz
opis redakcji
  7.03.2014
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll