Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Elżbieta Baniewicz
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa, 2013
stron: 424
Książka „Gajos” Elżbiety Baniewicz nie jest
zwykłą biografią wybitnego artysty, ale rozprawą o istocie aktorstwa.
Już w pierwszym rozdziale „Po co się gra?” autorka przytacza słowa
Aleksandra Dumasa i Jeana-Paula Sartre’a. Cytuje też Jeana-Jacques’a
Rousseau, który w „Liście o widowiskach” pytał: „Czym jest talent
aktorski?” – „Sztuką przedzierzgania się w innego człowieka,
przybierania innego charakteru, udawania, że jest się innym, niż się
jest naprawdę”.
„Być aktorem to
znaczy kłamać naprawdę, doskonale. Ale też w sztucznych wymyślonych
warunkach mówić szczerze, pokazywać cechy, jakich się zwykle wstydzimy.
(...) Aktor zaś to ktoś, kto ma odwagę odkrywać prawdę o zawiłościach
ludzkiej natury, ujawniać pokłady zła i niespodziewane pokłady dobra” –
pisze już od siebie Baniewicz, która na dalszych kartach książki
zastanawia się nad istotą zawodu aktora, rzecz jasna na przykładzie
artystycznej drogi Janusza Gajosa. Tajemnica sukcesu aktora nie
jest do końca w tej książce rozwikłana, choć autorka rzetelnie i bez
ogródek pokazuje zmaganie się Gajosa z materią losu. Urodzony w 1939
roku w Dąbrowie Górniczej „zagłębiak” nie dostał się do szkoły
teatralnej: trzy razy zdawał na wydział aktorski do łódzkiej szkoły
filmowej oraz PWST w Krakowie – za każdym razem z negatywnym skutkiem.
Dopiero grając już w Teatrze Dzieci Zagłębia, po kilku latach występów, w
1965 roku dostał się do łódzkiej szkoły, tam napisał pracę, a obronił
ją dopiero w 1971 roku...
Dzisiaj
Janusz Gajos jest jednym z najwybitniejszych polskich aktorów,
gwiazdorem mogącym wybierać sobie role, a nie zawsze tak było... Droga
na szczyty nie była od razu usłana różami. Zadebiutował w 1964 roku
postacią Arlekina w „Grze interesów” Jacinta Benavente w reż. Marii Kaniewskiej w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (potem był często przez nią angażowany do
innych przedsięwzięć), duże wrażenie zrobiła na nim produkcja filmowa „Panienki z okienka”,
w której zagrał rolę Pietrka. I poszło – machina propozycji ruszyła, a
młody aktor, jak sam przyznaje, łapał wszystko, co mu dawano do
zagrania, aby zdobyć „szlify”, pokazać się i... zarobić pieniądze na
życie, szczególnie w czasach, kiedy przeniósł się z Łodzi (tam grał
przez pięć lat w Teatrze im. Stefana Jaracza) do stolicy.
Książka Elżbiety Baniewicz, znanej publicystki teatralnej, charakterem przypomina biografie pisane przez Charlotte Chandler,
amerykańską dziennikarkę, która zwykle śledzi rozwój kariery swoich
bohaterów z dość bliska (przeważnie przyjaźni się z wieloma aktorami, o
których pisze), ale w swoich relacjach opisuje również poszczególne
dzieła: filmy czy spektakle, w których aktor brał udział. Tak też czyni
Baniewicz – streszcza filmy, sztuki czy seriale, w których udział wziął
Gajos, mało tego, wszystko to opatrzone jest szczegółami technicznymi
produkcji, statystykami, są omówienia recenzji, jakie ukazały się po
premierach. Szkoda tylko, że streszczenia te i fragmenty cytowanych
recenzji nie są wyodrębniane w tekście, jak w książkach opracowywanych
przez Chandler. Na szczęście komentarze czy fragmenty wypowiedzi samego
Janusza Gajosa odnoszące się do spektakli teatralnych czy filmów, w
których brał udział, są w książce graficznie oznaczone. Baniewicz nie
porusza szczegółowo kwestii prywatnych aktora. Wspomina jednak o
rodzicach Gajosa: Irenie i Tadeuszu, który był ogrodnikiem, oraz o...
rozwodach aktora, a ze zdjęć poznajemy ostatnią żonę Elżbietę i
dowiadujemy się, że aktor ma córkę Agatę i wnuka Aleksandra. Ostatnio
pasjonuje się fotografią i z powodzeniem pokazuje swoje zdjęcia na
licznie organizowanych wystawach.
Baniewicz
pisze, że aktorstwo Janusza Gajosa, jeśli jeszcze nie obrosło legendą,
to na pewno się nią stanie, wszak doszedł do niej drogą nietypową. Na
pewno legendą stał się polski serial wszech czasów (uznany i nagrodzony
został tak przez widzów w 1995 roku!) „Czterej pancerni i pies”,
w którym Gajos zagrał Janka Kosa. Rola Kosa dla młodego, debiutującego
wówczas aktora była jak trzęsienie ziemi. Zdobył niesłychaną
popularność, która nie tylko stała się uciążliwa w życiu codziennym
(stale zaczepiany na ulicy czy w autobusie, musiał odpowiadać, czy woli
Lidkę, czy Marusię), ale sukces ten przerodził się w... klęskę. I to nie
tylko dlatego, że twórcą serialu był partyjny pupil Janusz Przymanowski,
ale ze względu na przylgnięte emploi aktora, cud blondyna, kojarzącego
się wszystkim reżyserom z czołgiem i psem Szarikiem. „Wiele razy
słyszałem: obsadziłbym Cię w ‘Kordianie’, ale co zrobimy z psem?” –
opowiada Gajos, którego telefon milczał przez trzy lata, a w serialu
grał przez niemal pięć (1966-1970)... Podobną przygodę „przepędzonego z
salonów” przeżył po występach w kabarecie Olgi Lipińskiej, gdzie
został obsadzony w roli woźnego Tureckiego. Wszystkim się kojarzył z
najsłynniejszym cieciem PRL-u, ubranym w szykowny podkoszulek z napisem
„I’am Turecki”, wystający spod robotniczej kufajki, nie wspominając już
o beretce z antenką... „Janusz Gajos stworzył postać tak przekonująco,
bo wie, co się godzi, a co się nie godzi – wspomina Olga Lipińska – ma
jakieś niezwykłe poczucie prawdy, niezawodny azymut, który go prowadzi w
zawodzie, w życiu chyba też, bo jest człowiekiem prywatnie bardzo
skromnym”. To była dla aktora znowu pułapka. „Zaczęto do mnie coraz
częściej na ulicy mówić: ‘Panie Turecki’. Kiedy pan doktor po operacji
powiedział: ‘Obudź się pan, panie Turecki’, zrozumiałem, że trzeba
uciekać, że to kolejna szufladka, z której bardzo mi będzie ciężko
wyskoczyć. Nie była to uliczka, w którą chciałem wejść, ale wszedłem, i
wcale niełatwo się było od Tureckiego uwolnić” – wyznaje Gajos.
Charakterystyczna postać prostaczka Tureckiego, nadużywającego słowa
„par excellence”, odstręczała reżyserów od obsadzania go w jakiejś innej
roli. Nowy genre aktorski wyczuł tylko Kazimierz Kutz, który pierwszy wyciągnął Gajosa z tej perypetii, zapraszając go do Teatru Telewizji, do spektaklu „Opowieści Hollywoodu” (1987). Postacią pisarza Ödöna von Horvátha w tym spektaklu aktor
przełamał złą passę. Niewątpliwy sukces odniósł jako Jan Sebastian Bach w
„Kolacji na cztery ręce”, także w reżyserii Kazimierza Kutza (1990).
Elżbieta
Baniewicz, choć stara się prowadzić narrację o drodze artystycznej
Gajosa konsekwentnie – czasem pomija chronologię zdarzeń, bo porządkuje
jego role podziałem na role teatralne i Teatru Telewizji czy filmu.
Pokazuje, jak Gajos umie nie dać się zaszufladkować i gra wspaniale.
Przykłady – skrajne: postaci Mateusza Bigdy w Teatrze Telewizji w sztuce
„Bigda idzie” w reż. Andrzeja Wajdy, kiedy to spektakl
był jakby proroczy, bo powstał na kilka lat przed tym, kiedy do Sejmu
wszedł przedstawiciel Samoobrony, żywcem wycięty z powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego. W kontraście Baniewicz ukazuje kruchą postać Johnny’ego Rittera, właściciela podupadłego kina pod Wiedniem, w spektaklu „Miłość na Madagaskarze”. Dochodzą role w sztukach klasycznej literatury rosyjskiej, jak na przykład rola Arkadiusza Iwanowicza Swidrygajłowa w „Zbrodni i karze” Fiodora Dostojewskiego i wiele innych zamieszczonych w skrupulatnie opracowanym kalendarium
aktora. Z rozdziału „Bandyci przychodzą z kapitalizmem”, poświęconym
rolom Gajosa w Polsce po transformacji , dowiadujemy się, że aktor
odnalazł się w filmach akcji Władysława Pasikowskiego, np. w „Psach” czy „Psach 2”.
Grał bandytów, urzędników UB i policjantów... „I znów nie chciałem już
grać tych wszystkich bandziorów ganiających z pistoletami, twardzieli z
przekleństwami w ustach – bo ile razy można krzyczeć: ,Ty skurwielu,
urwę ci jaja’, albo podobne kwestie. Te postacie nie wnosiły nic nowego
do mojego warsztatu. Miałem lepsze propozycje” – opowiada szczerze
aktor. Poprzez wszystkie role i postacie stworzone przez Gajosa
autorka próbuje ukazać delikatną, nieuchwytną materię, za pomocą której
aktor tkał swoją karierę, taką, w której dochodzi do momentu, kiedy może
przebierać w propozycjach. Dowiadujemy się, że zawsze umawia się z
reżyserem, że nie będzie sztywno trzymał się napisanych dialogów, tylko
improwizował na planie... Ale do tego trzeba być Mistrzem.
À
propos Mistrza. W książce Baniewicz pojawiają się też anegdoty
opowiedziane przez aktora – szkoda, że jest ich tak mało. Gajos
wspomina, że kiedy kręcił „Opowieści Hollywoodu” Hamptona w Krakowie
umówił się z kolegą, z którym nie widział się całe lata. Mieli się
spotkać na rogu Floriańskiej i Rynku Głównego. „Przyszedłem, czekam, nie
ma go. (...) Nagle podchodzi do mnie dwóch facetów: Przepraszam bardzo,
pan Gajos? Tak – mówię z wyraźnie połechtaną próżnością. Mistrzu! Dej
pan stówkę, tak nas suszy...” W ostatnim rozdziale „Tajemnica sukcesu”
autorka przeprowadza klasyczny wywiad. Istotne wydaje się jedno z
trafnych stwierdzeń aktora. „Uprawianie sztuki to nie jest zadziwianie
świata sobą, tylko własne, prywatne, możliwe najgłębsze zadziwienie
światem. Artysta powinien zachować tę dziecięcą zdolność dziwienia się
wszystkiemu”. „Gajos” to pozycja dla zaawansowanego czytelnika, nie
łasego na plotki, ale zainteresowanego niuansami pracy aktora, którą
przedstawia autorka o bogatej wiedzy teatrologicznej. Baniewicz widziała
spektakle, o których pisze, i potrafi je fachowo porównać z innymi oraz
docenić walory wybitnego aktorstwa Janusza Gajosa.
Książka
jest bogato ilustrowana zdjęciami i reprodukcjami plakatów i afiszy ze
sztuk teatralnych, w których grał aktor. To pozycja nietuzinkowa.
Ewa Kozakiewicz
opis redakcji
6.01.2014
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024