PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Lew Hunter
Wydawnictwo Filmowe
Myślenice, 2013
stron: 420
Niemiecki reżyser Niko von Glasow stwierdził w jednym z wywiadów, że szczerze nie znosi szkół filmowych. Jego zdaniem absolwenci placówek edukacyjnych nie są przygotowani do wykonywania zawodu od strony rzemieślniczej i pragmatycznej. „Chcesz być stolarzem – naucz się obróbki drewna. Chcesz być filmowcem – naucz się, jak pisać scenariusze etc.” – mówi reżyser.

Każdy, kto podziela opinię von Glasowa, powinien sięgnąć po „Kurs pisania scenariuszy” Lew Huntera. Autor jest legendarnym amerykańskim scenarzystą i wykładowcą, twórcą wielu skryptów filmowych i telewizyjnych, który od lat prowadzi słynny kurs scenariopisarstwa na UCLA w Kalifornii. Peany na jego cześć wygłaszają zarówno reżyserzy z całego globu (od Richarda Donnera po Jerzego Antczaka), jak i rzesze studentów, którzy opuszczają jego kurs – jak można wnioskować z lektury książki – wzbogaceni o pokaźne zasoby wiedzy. Hunter łączy w swojej pracy cechy wykładu i warsztatu – dzieląc się pryncypiami, sugeruje jednocześnie, jak przełożyć je na twórczą pracę.

„Kurs pisania scenariuszy” nie jest zatem książką stricte teoretyczną, w której przedstawiane na początku koncepcje byłyby następnie rozwijane w oparciu o przykłady i pogłębiane za pomocą analitycznej pracy. Po części dlatego, że nie wszystkie reguły  konstrukcji scenariusza, jakie wykłada Hunter, są jego autorskim pomysłem. Przede wszystkim jednak wynika to z faktu, że Hunter wyznaje zasadę „kuj żelazo, póki gorące”. Masz pomysł na skrypt – pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Trening czyni mistrza.

Nie oznacza to jednak, że Hunter lekceważy teorię. Kilkakrotnie powraca w jego książce „Poetyka” Arystotelesa jako pierwszy, absolutnie podstawowy podręcznik scenariopisarstwa. Wiele zasad wywodzi Hunter wprost z teorii greckiego filozofa. Scenariusz, powiada autor, winien być podzielony na trzy akty – ekspozycję, rozwinięcie (komplikacje czy też, jak powiedziałby Arystoteles, perypetie) i zakończenie, poprzedzone wyraźnym zwrotem akcji – przełomem, który widza zaskoczy i wprowadzi dodatkową, jakkolwiek logicznie wynikającą z tekstu, perspektywę. Zaproponowana przez Huntera klasyczna struktura jest komplementarna względem innych znanych teorii scenariopisarstwa – np. tej głoszonej przez Christophera Voglera, korzystającego z pojęcia monomitu Josepha Campbella.

Można się oczywiście zastanawiać, czy wpajanie tak twardych reguł w dziedzinie, bądź co bądź, kreatywnej nie prowadzi do przesadnej standaryzacji, triumfu schematów nad twórczym myśleniem. Hunter jednak kładzie nacisk na wypełnianie struktury oryginalnymi pomysłami, traktując szkielet scenariusza jako platformę, dzięki której historia wymyślona przez scenarzystę zainteresuje publiczność. Myślenie o widowni przy tworzeniu filmu to bardzo amerykańskie podejście, ale sensowne, łączy się bowiem ze znajomością branży – Hunter pokazuje również, jak sformatować scenariusz, żeby zawaleni tekstami producenci nie wyrzucili go do kosza przed lekturą. Polska branża filmowa różni się oczywiście znacząco od amerykańskiej, ale wymogi formalne istnieją przecież wszędzie.

„Kurs pisania scenariuszy” jest bez wątpienia dziełem pedagoga – udzielając praktycznych rad odnośnie konstruowania drabinki scenariusza czy zbierania odpowiednich danych, autor zachęca jednocześnie do szukania własnych sposobów pisania. Jednocześnie „Kurs...” sprawia wrażenie transkrypcji potoczystego wykładu, przetykanego barwnymi anegdotami i dowcipnymi komentarzami, które znakomicie ilustrują poglądy Huntera. Za przykład niech posłuży epizod z życia F. Scotta Fitzgeralda, który parał się pisaniem scenariuszy w Hollywood. Stworzył on skrypt, który wzbudził ogólny zachwyt, ale kiedy trafił do szefa wytwórni, Louisa B. Mayera, ten odwiedził Fitzgeralda w jego biurze i rzucił: „Wszystko pięknie, panie Fitzgerald, ale nie jesteśmy w stanie sfilmować przymiotników.”

Powyższej anegdoty użył Hunter, aby podkreślić, że scenariusz to nie literatura – musi być konkretny i precyzyjny, a zamiast długich opisów powinien zawierać lakoniczne wskazówki, które mogą stymulować wyobraźnię reżysera (Hunter odradza też rozbudowane didaskalia, pytając: naprawdę będziecie mówili Kubrickowi czy Spielbergowi, gdzie ma zrobić zbliżenie?). Nad całym wywodem unosi się bez wątpienia duch Williama Faulknera, też zresztą mającego na koncie scenariusze filmowe, który zwykł mawiać, że największą sztuką w pracy twórczej jest umiejętność usunięcia fragmentów darzonych przez autora miłością bezgraniczną, aczkolwiek nieprzystających do narracyjnej struktury. Tyle samo pracy, co zrobienie precyzyjnejdokumentacji i napisanie pierwszej wersji scenariusza, wymaga według Huntera ogołocenie tekstu ze zbędnych elementów.

Lekką, przystępną i merytoryczną zarazem książkę Huntera należy traktować jako podstawowe know-how scenariopisarstwa, nie zaś jednoznaczną wykładnię sztuki pisania filmowego. Jak bowiem podkreśla sam autor, łamanie zasad w celach artystycznych jest ze wszech miar chwalebne. Tylko najpierw trzeba te zasady znać.


Błażej Hrapkowicz
opis redakcji
  18.11.2013
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll