Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Lew Hunter
Wydawnictwo Filmowe
Myślenice, 2013
stron: 420
Niemiecki reżyser Niko von Glasow stwierdził w
jednym z wywiadów, że szczerze nie znosi szkół filmowych. Jego zdaniem
absolwenci placówek edukacyjnych nie są przygotowani do wykonywania
zawodu od strony rzemieślniczej i pragmatycznej. „Chcesz być stolarzem –
naucz się obróbki drewna. Chcesz być filmowcem – naucz się, jak pisać
scenariusze etc.” – mówi reżyser.
Każdy, kto podziela opinię von Glasowa, powinien sięgnąć po „Kurs pisania scenariuszy” Lew Huntera.
Autor jest legendarnym amerykańskim scenarzystą i wykładowcą, twórcą
wielu skryptów filmowych i telewizyjnych, który od lat prowadzi słynny
kurs scenariopisarstwa na UCLA w Kalifornii. Peany na jego cześć
wygłaszają zarówno reżyserzy z całego globu (od Richarda Donnera po Jerzego Antczaka),
jak i rzesze studentów, którzy opuszczają jego kurs – jak można
wnioskować z lektury książki – wzbogaceni o pokaźne zasoby wiedzy.
Hunter łączy w swojej pracy cechy wykładu i warsztatu – dzieląc się
pryncypiami, sugeruje jednocześnie, jak przełożyć je na twórczą pracę.
„Kurs pisania scenariuszy” nie jest zatem książką stricte teoretyczną, w której przedstawiane na
początku koncepcje byłyby następnie rozwijane w oparciu o przykłady i
pogłębiane za pomocą analitycznej pracy. Po części dlatego, że nie
wszystkie reguły konstrukcji scenariusza, jakie wykłada Hunter, są jego
autorskim pomysłem. Przede wszystkim jednak wynika to z faktu, że
Hunter wyznaje zasadę „kuj żelazo, póki gorące”. Masz pomysł na skrypt –
pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Trening czyni mistrza.
Nie oznacza to jednak, że Hunter lekceważy teorię. Kilkakrotnie powraca w jego książce „Poetyka” Arystotelesa jako pierwszy, absolutnie podstawowy podręcznik scenariopisarstwa.
Wiele zasad wywodzi Hunter wprost z teorii greckiego filozofa.
Scenariusz, powiada autor, winien być podzielony na trzy akty –
ekspozycję, rozwinięcie (komplikacje czy też, jak powiedziałby
Arystoteles, perypetie) i zakończenie, poprzedzone wyraźnym zwrotem
akcji – przełomem, który widza zaskoczy i wprowadzi dodatkową,
jakkolwiek logicznie wynikającą z tekstu, perspektywę. Zaproponowana
przez Huntera klasyczna struktura jest komplementarna względem innych
znanych teorii scenariopisarstwa – np. tej głoszonej przez Christophera Voglera, korzystającego z pojęcia monomitu Josepha Campbella.
Można
się oczywiście zastanawiać, czy wpajanie tak twardych reguł w
dziedzinie, bądź co bądź, kreatywnej nie prowadzi do przesadnej
standaryzacji, triumfu schematów nad twórczym myśleniem. Hunter jednak
kładzie nacisk na wypełnianie struktury oryginalnymi pomysłami,
traktując szkielet scenariusza jako platformę, dzięki której historia
wymyślona przez scenarzystę zainteresuje publiczność. Myślenie o widowni
przy tworzeniu filmu to bardzo amerykańskie podejście, ale sensowne,
łączy się bowiem ze znajomością branży – Hunter pokazuje również, jak
sformatować scenariusz, żeby zawaleni tekstami producenci nie wyrzucili
go do kosza przed lekturą. Polska branża filmowa różni się oczywiście
znacząco od amerykańskiej, ale wymogi formalne istnieją przecież
wszędzie.
„Kurs pisania scenariuszy” jest bez wątpienia dziełem pedagoga – udzielając praktycznych rad odnośnie konstruowania drabinki scenariusza czy zbierania odpowiednich danych, autor zachęca jednocześnie do szukania własnych sposobów pisania. Jednocześnie „Kurs...” sprawia wrażenie transkrypcji potoczystego wykładu, przetykanego barwnymi anegdotami i dowcipnymi komentarzami, które znakomicie ilustrują poglądy Huntera. Za przykład niech posłuży epizod z życia F. Scotta Fitzgeralda, który parał się pisaniem scenariuszy w Hollywood. Stworzył on skrypt, który wzbudził ogólny zachwyt, ale kiedy trafił do szefa wytwórni, Louisa B. Mayera, ten odwiedził Fitzgeralda w jego biurze i rzucił: „Wszystko pięknie, panie Fitzgerald, ale nie jesteśmy w stanie sfilmować przymiotników.”
„Kurs pisania scenariuszy” jest bez wątpienia dziełem pedagoga – udzielając praktycznych rad odnośnie konstruowania drabinki scenariusza czy zbierania odpowiednich danych, autor zachęca jednocześnie do szukania własnych sposobów pisania. Jednocześnie „Kurs...” sprawia wrażenie transkrypcji potoczystego wykładu, przetykanego barwnymi anegdotami i dowcipnymi komentarzami, które znakomicie ilustrują poglądy Huntera. Za przykład niech posłuży epizod z życia F. Scotta Fitzgeralda, który parał się pisaniem scenariuszy w Hollywood. Stworzył on skrypt, który wzbudził ogólny zachwyt, ale kiedy trafił do szefa wytwórni, Louisa B. Mayera, ten odwiedził Fitzgeralda w jego biurze i rzucił: „Wszystko pięknie, panie Fitzgerald, ale nie jesteśmy w stanie sfilmować przymiotników.”
Powyższej
anegdoty użył Hunter, aby podkreślić, że scenariusz to nie literatura –
musi być konkretny i precyzyjny, a zamiast długich opisów powinien
zawierać lakoniczne wskazówki, które mogą stymulować wyobraźnię reżysera
(Hunter odradza też rozbudowane didaskalia, pytając: naprawdę będziecie
mówili Kubrickowi czy Spielbergowi, gdzie ma zrobić
zbliżenie?). Nad całym wywodem unosi się bez wątpienia duch Williama
Faulknera, też zresztą mającego na koncie scenariusze filmowe, który
zwykł mawiać, że największą sztuką w pracy twórczej jest umiejętność
usunięcia fragmentów darzonych przez autora miłością bezgraniczną,
aczkolwiek nieprzystających do narracyjnej struktury. Tyle samo pracy,
co zrobienie precyzyjnejdokumentacji i napisanie pierwszej wersji
scenariusza, wymaga według Huntera ogołocenie tekstu ze zbędnych
elementów.
Lekką, przystępną i merytoryczną zarazem książkę Huntera należy traktować jako podstawowe know-how scenariopisarstwa, nie zaś jednoznaczną wykładnię sztuki pisania filmowego. Jak bowiem podkreśla sam autor, łamanie zasad w celach artystycznych jest ze wszech miar chwalebne. Tylko najpierw trzeba te zasady znać.
Lekką, przystępną i merytoryczną zarazem książkę Huntera należy traktować jako podstawowe know-how scenariopisarstwa, nie zaś jednoznaczną wykładnię sztuki pisania filmowego. Jak bowiem podkreśla sam autor, łamanie zasad w celach artystycznych jest ze wszech miar chwalebne. Tylko najpierw trzeba te zasady znać.
Błażej Hrapkowicz
opis redakcji
18.11.2013
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024