Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Wojciech Kałużyński
Wydawnictwo Zwierciadło
Warszawa, 2012
stron: 347
Jednym z ulubionych chwytów retorycznych
Zygmunta Kałużyńskiego było mówienie, że dane dzieło jest unikatowe w
jakiejś skali bądź pierwsze w historii z jakiegoś powodu. Można te
formułki zastosować w odniesieniu do biograficznej książki o słynnym,
jeśli nie najsłynniejszym, polskim krytyku filmowym. Biografia to bowiem
wyjątkowa. Przybliżająca losy, osobowość i dorobek kogoś, kto
twierdził, że ma sześć życiorysów i niemal każdą okoliczność
wykorzystywał do kreowania prowokacyjnych ról.
„Zwariować można” – w ten i podobnie bezpośredni sposób wielokrotnie na kartach publikacji jej autor Wojciech Kałużyński wyraża zakłopotanie, jakie towarzyszyć może w dociekaniu prawdy o Zygmuncie Kałużyńskim.
Obaj dziennikarze są z sobą w dalekim stopniu spokrewnieni. W
kontekście lektury nawet zbieżność ich nazwisk wydaje się jednak
kolejnym elementem tożsamościowej gry Zygmunta Kałużyńskiego. Jak gdyby
bohater książki chciał tym samym nieustannie przypominać o swojej
obecności, puszczając oko, że to on nawet po śmierci pozostaje
scenarzystą i reżyserem własnej biografii. W dużej mierze tak jest,
ponieważ w wypadku Kałużyńskiego fakty niemal zawsze zawierają
pierwiastek performance’u. Notoryczne autokreacje krytyka mnożą pytania o
to, kim i jaki był. Wojciech Kałużyński zaznacza we wstępie, że nie
zamierzał dokonywać szczegółowego śledztwa nad życiem swojego bohatera,
niemniej wydawnictwo imponuje skalą dokumentacji. Autor dotarł do
mnóstwa ludzi i materiałów, stanowiących źródło wiedzy o Zygmuncie
Kałużyńskim. Konfrontowanie tych rozmaitych relacji i świadectw nie
pomaga jednak ostatecznie rozstrzygnąć prywatnych i zawodowych kwestii
dotyczących krytyka. Niczym trickster, archetypiczna istota z krainy
chaosu, zmienia on wciąż swoje oblicza i płata figle, ośmieszając nasze
próby poznania go. Dlatego autor stara się podążać „tropem mitów
tworzonych przez samego Kałużyńskiego na użytek różnych wariantów jego
wizerunku”. Komentuje także mity na temat Kałużyńskiego zrodzone w
przestrzeni publicznej. Każdy rozdział to zatem próba wydobycia
człowieka spoza przyjętej przez niego maski i strategii działania wobec
określonych idei, instytucji i środowisk.
Lektura
przeprowadza czytelnika przez kilka dekad polskiej historii, kultury,
sztuki, polityki i obyczajów XX wieku. Na drugim planie pojawiają się
znani i wpływowi przedstawiciele rodzimych elit. Zaczynamy od wyprawy do
międzywojennego Lublina, gdzie Kałużyński spędził dzieciństwo i
młodość. Tam odnajdujemy pierwsze biograficzno-wizerunkowe zagadki
związane z jego życiem. Kiedy właściwie się urodził? Kim mogła być, i
czy w ogóle istniała, tajemnicza ciotka, którą chętnie przywoływał w
swoich anegdotach? Czy autentycznie dorastał, pasąc krowy, co często z
satysfakcją podkreślał? Odpowiedzi na te pytania otwierają listę
przykładów konfabulacji Zygmunta Kałużyńskiego względem własnej
przeszłości. Autor książki wytyka swojemu bohaterowi
nieprawdopodobieństwa lub niewiarygodności w wielu jego wypowiedziach
poruszających wątki osobistych doświadczeń. Okazuje się, że Kałużyński
nutą zmyślenia ubarwiał wspomnienia edukacji, wojny, dziennikarskiej
kariery, służbowych podróży, kontaktów towarzyskich, a nawet obejrzanych
filmów. Publikacja wciąga nas w rozważanie okoliczności i motywacji,
które mogły skłaniać krytyka do mitomanii. Jak się przekonujemy,
kierować mogły tym postępowaniem złożone, także dramatyczne, przyczyny. Z
reguły Kałużyński konfabulował z czystej przekory. Naciągał
biograficzne fakty, by prezentować siebie w pozycji wiecznego outsidera.
Podszyte było to trochę błazeńską zgrywą, ale nade wszystko wynikało z
pasji podważania utartych interpretacji zjawisk, z którymi się stykał.
Postawa ta wiodła go do formułowania kontrowersyjnych twierdzeń
odnoszących się do rzeczywistości Polski ubiegłego wieku. Płacił za to
cenę niezrozumienia lub wykluczenia, ale efekt prowokacji intelektualnej
osiągał.
Wyobraźnia granicząca z
fantazją ponosiła Kałużyńskiego czasem i w jego pracy dziennikarskiej.
Także tutaj był to jednak retoryczny zabieg służący demaskowaniu i
rewizji powszechnie przyjętych sądów otoczenia. Książka oferuje
doskonały przegląd bogatego dorobku krytycznego długoletniego recenzenta
tygodnika „Polityka”. Autor zapoznaje czytelnika z opiniami
Kałużyńskiego na temat kluczowych wydarzeń artystycznych krajowej
kinematografii: nurtu szkoły polskiej, kina moralnego niepokoju,
ekranowych adaptacji klasyki literackiej, zagubienia twórczego w latach
90. Wystąpienia swojego bohatera sytuuje w kontekście dyskusji, jakie
wokół naszego kina się toczyły i toczą się nadal. W ten sposób lektura
staje się poniekąd wprowadzeniem w dzieje rodzimej krytyki filmowej.
Szczególną uwagę autor poświęca publikacji Kałużyńskiego, która w dużej
mierze zainicjowała w Polsce współczesną refleksję nad kulturą i sztuką.
Chodzi o wydaną w 1954 roku „Podróż na Zachód” – zbiór esejów o
słabo znanych bądź wręcz niedostępnych poznaniu w ówczesnej Polsce
zagranicznych tendencjach artystycznych, społecznych i ideowych.
Liczne
cytaty i omówienia tekstów Kałużyńskiego z kolejnych dekad prowadzą do
charakterystyki jego światopoglądu, horyzontów intelektualnych,
pisarskiego warsztatu i smaku estetycznego. Są także punktem wyjścia do
portretowania różnych stron jego osobowości: kinofila, skandalisty
obyczajowego, antyklerykała, telewizyjnego showmana, ambasadora
niechlujstwa. Autor trafnie konkluduje, że Kałużyński był bodajże
pierwszym w Polsce koneserem i erudytą zarówno sztuki wysokiej, jak i
popularnej, pochłaniającym dzieła artystyczne i masowe z równym
entuzjazmem. A przy tym potrafiącym wykorzystać media do komunikowania
się z różnorodnymi odbiorcami i budzenia zainteresowania tematem
twórczości, której akademickie kryteria wartościowania z zaangażowaniem
przełamywał.
Żywiołem Kałużyńskiego
było rzucanie wyzwań dominującym punktom widzenia i przekonaniom. Krytyk
tłumaczył, że swobodę manewrów i siłę perswazji w takich dyskursywnych
utarczkach daje przebranie wariata. Zbroił się zatem w kostium szaleńca i
pozostawał zawsze w gotowości do bezceremonialnego ataku. Książka
subtelnie wskazuje jednak na momenty, gdy pod pancerzem persony
Kałużyńskiego dawały o sobie znać emocje i uczucia, a potrzeby i
pragnienia człowieka brały górę nad temperamentem gracza. Maska błazna
ustępowała wówczas miejsca poważnemu obliczu, niekiedy naznaczonemu
wręcz odcieniem tragizmu. Kiedy do tego dochodziło, dowiadujemy się z
rozdziałów traktujących o Kałużyńskiego rodzicach, wojennych
przeżyciach, związkach z kobietami i przyjaźni z Tomaszem Raczkiem.
Innego, melancholijnego Kałużyńskiego odkrywamy również, czytając o
jego mniej znanych pasjach: muzyce i porcelanie. Może któryś z tych
wątków, niczym saneczki z filmu „Obywatel Kane”, kryje klucz do
osoby bohatera publikacji? A może właściwszym tropem są rzadziej
eksponowane epizody z przeszłości Kałużyńskiego, jak jego pianistyczne
występy czy studiowanie reżyserii teatralnej? Może wreszcie źródła stale
manifestowanego przez krytyka wyobcowania należy upatrywać w jego
wierności ideom marksizmu? Skazani jesteśmy na domysły i miotanie się
między rozsianymi przez Kałużyńskiego śladami prawdziwego siebie.
Autor
otwarcie sympatyzuje ze swoim bohaterem, co nie wpływa jednak na jego
uczciwość i rzetelność, także w mierzeniu się z kwestiami, które
okrywają Kałużyńskiego szczególnie złą sławą, jak uwikłanie we
współpracę z bezpieką czy częsty serwilizm wobec linii politycznej
władzy. Fragmenty poruszające te sprawy uświadamiają, że krytykowi
zdarzało się wpadać w pułapki własnej przekory. Książka obala
równocześnie wiele opinii i plotek niesłusznie krążących wokół
Kałużyńskiego, jak na przykład przypuszczenia, że był homoseksualistą.
We wstępie do publikacji Tomasz Raczek porównuje jej bohatera do postaci doktora Parnassusa z filmu Terry'ego Gilliama.
Istotnie, było coś niesamowitego w Zygmuncie Kałużyńskim. Coś, co
sprawiało, że dzisiaj jego biografię można odbierać przez pryzmat
skojarzeń z ekranowymi ekscentrykami w rodzaju Andy'ego Kaufmana z „Człowieka z księżyca” czy Edwarda Blooma z „Dużej ryby” Tima Burtona,
którzy mnożyli autokreacje, by mityzować własne doświadczenia. W
demonstrowaniu postawy rzecznika oczekiwań ludu Kałużyński przywodziłby z
kolei na myśl choćby kontrowersyjnego dokumentalistę Michaela Moore’a.
To oczywiście tylko luźne powiązania dokonywane ze współczesnej
perspektywy. Pasjonująca lektura książki o Kałużyńskim uświadamia, że
był on zjawiskiem cudownie oryginalnym, niepowtarzalnym i ożywczym dla
polskiej kultury. Nie byłoby źle, gdyby publikacja ta w jakiś sposób
przyczyniła się do tego, że duch krytyka zacznie nawiedzać sale kinowe i
wkradać się w dusze widzów.
Radosław Osiński
opis redakcji
4.08.2013
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024