PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Roman Dziewoński
Wydawnictwo LTW
Łomianki, 2012
stron: 400
W drugą rocznicę śmierci Gabrieli Kownackiej (1952-2010), znanej aktorki teatralnej, filmowej oraz telewizyjnej, Roman Dziewoński (syn Edwarda) wydał książkę poświęconą artystce. To nie tylko obszerny życiorys Kownackiej, w którym na pierwszym planie jest zawsze teatr, ale próba zinterpretowania osobowości oraz przekazania pamięci o jej pozaartystycznych poczynaniach.

Artystka nie tylko incognito, bez rozgłosu pomagała ludziom w potrzebie, wspierała ich materialnie, ale także  na fali popularności serialu „Rodzina zastępcza” (reż. Wojciech Adamczyk), emitowanego przez dziesięć lat w Polsacie, w którym grała mamę Ankę, włączyła się w wiele akcji społecznych. Była ambasadorem akcji „Szkoła bez przemocy”. Uważała, że program opiera się nie na sztampowych, sztandarowych hasłach, ale konkretnych działaniach. „To jest w tym najpiękniejsze” – twierdziła i niestrudzenie jeździła po kraju, odwiedzając wiele szkół. Z inicjatywy Kownackiej do programu „Szkoła bez przemocy” wprowadzono  problem tolerancji dla dzieci, które przeszły chorobę nowotworową. Dzięki jej inspiracji powstała książeczka napisana przez same dzieci „ABC mieliśmy raka”, uświadamiająca problemy tej grupy maluchów, które między innymi noszą chusteczkę na głowie bez włosów. Udało się pozostałym zdrowym dzieciom wytłumaczyć, dlaczego nie należy im dokuczać ani śmiać się z nich. „Brak przemocy jest też tolerancją” – mówiła na spotkaniach aktorka, której łatwo było przekonać o tym młodzież. Potrafiła z nią rozmawiać o wielu sprawach, odnosząc się do własnego życia. Opowiadała, jak sama została aktorką. „Spotkałam wspaniałego polonistę, który kazał chodzić nam do teatru. Wcześniej czytaliśmy wystawianą sztukę, żebyśmy mogli uruchomić własną wyobraźnię. (...) Z czasem stałam się maniakalnym widzem teatralnym, co wpłynęło na moją decyzję życiową. Zostałam aktorką, ponieważ chciałam tworzyć własny świat. Dlatego bardzo namawiam młodych ludzi do poszukiwania i rozwijania własnych zainteresowań, ale nie dla kogoś, tylko dla samego siebie”.

Gabi – jak powszechnie na Kownacką mówiono, Gałka – jak nazywała ją rodzina, czy Gapa – jak mówił tylko i wyłącznie do niej Piotr Fronczewski, serialowy partner – mąż z „Rodziny zastępczej”, przeszła  tradycyjną drogą do zawodowstwa. Gabriela Anna Kownacka z domu Kwasz, urodzona we Wrocławiu (tam uczęszczała do szkoły baletowej), gdzie osiadła jej kresowa rodzina (Tumidajskich i Kwaszów), wyruszyła na podbój świata do Warszawy i tam bez problemu zdała na Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Zofia Mrozowska, Aleksandra Śląska, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Aleksander Bardini czy Tadeusz Łomnicki, ówcześni wykładowcy i artyści scen warszawskich, choć na Gabi Kwasz zrobili wrażenie, to młoda i piękna adeptka sztuk pięknych niezbyt przejęła się samą nauką i doskonaleniem warsztatu. Raczej prowadziła życie towarzyskie w słynnej Dziekance, gdzie młódź męska, zakradając się do pokoi dziewcząt, przechodziła po gzymsach, m.in. Waldek Kownacki, późniejszy mąż Gabi... „Aż cud, że nie było żadnego śmiertelnego wypadku!” – komentuje autor książki. To, jak mało jeszcze potrafi, skonstatowała Gabriela Kwasz, będąc na pierwszym roku studiów, zaangażowana przez Andrzeja Wajdę do roli Zosi w filmie „Wesele” (1972), gdzie Wojciech Pszoniak we wspólnej scenie rwał sobie włosy z głowy i wołał, by wycofano ją z obsady. Myślę, że to doświadczenie wstrząsnęło początkującą aktorką tak bardzo, że odmawiała angażowania jej do produkcji filmowych czy telewizyjnych aż do ukończenia trzeciego roku PWST. Potem przez całe życie zawodowe przygotowywała się do ról solennie, wiele czytając. Nie tylko scenariuszy, ale książek o danej epoce, obyczajach, historii i innych sprawach, by móc „osadzić się” w atmosferze danego czasu. Nie wszyscy aktorzy to czynią.

Kownacka robiła to jeszcze z jednego powodu – nie chciała być postrzegana jako przysłowiowa blondynka. Denerwowało  ją to, że niektórzy reżyserzy nie chcieli z nią o niczym dyskutować, tylko o roli, pomijali ją w rozważaniach innej natury. Nie wszystkim przyznawała się, że trudno być blondynką, że stale walczyła ze stereotypem pięknej, głupiutkiej kobiety. Swoje emploi chciała jakby zaszurać. O teatrze myślała bardzo poważnie, chciała się dobierać się do „teatralnych trzewi”  i znaleźć w zespole Grotowskiego, nawet napisała w tej sprawie list do mistrza. Ale guru odparł, że nie chce mieć w zespole magistra sztuki z dyplomem PWST. W przedstawieniu dyplomowym wypatrzył ją Edward Dziewoński, dyrektor i twórca teatru Kwadrat, który od razu zaangażował  ją i obsadził w głównej roli we francuskiej komedii Pierrette Bruno „Pepsie”. „Przyszła i zagrała, był to najbardziej brawurowy i jednocześnie dojrzały aktorski debiut, jaki pamiętam” – opowiadał Edward Dziewoński. Tak jak zmagała  się z pozycją  superblondynki w obsadach, tak potem, po udanych sezonach w teatrze Kwadrat, próbowała walczyć ze stereotypem tylko aktorki komediowej... Mimo sukcesów i dobrego przyjęcia przez zespół w Kwadracie Gabriela, już Kownacka (wyszła za mąż za uczelnianego kolegę, z którym postanowili sobie, że nigdy nie będą grać razem w tym samym teatrze czy sztuce), szukała miejsca dla siebie dalej. Grała w Teatrze Współczesnym w Warszawie za dyrekcji Erwina Axera, ale „najistotniejszym spotkaniem w teatrze było spotkanie z Jerzym Grzegorzewskim, z moim dyrektorem (Teatru Studio, a potem w Teatrze Narodowym). Nie obsadzał mnie w głównych rolach, ale grałam w jego przedstawieniach i czuję się skażona jego teatrem formy. To teatr wizyjny, od którego już publiczność odchodzi, bo woli sztuki psychologiczne, kameralne” – zwierzała się w wywiadzie, którego udzieliła mi dla „Gazety Krakowskiej”, prezentując nad deskach Teatru Bagatela w Krakowie spektakl  „Małe  zbrodnie małżeńskie” Erica Emmanuela Schmitta. To był właśnie przykład takiej sztuki i roli (grała Lisę), jakie lubi publiczność, ale w swej grze Kownacka bynajmniej nie schlebiała publiczności. Był to kunszt na najwyższym poziomie, który prezentowała w teatrach na tzw. prowincji, jak mawia się w stolicy (aktorka protestowała przeciw temu określeniu), czyli w Krakowie czy we Wrocławiu.

Zawód, który uprawiała, był wymagający, a ona sama uważała się za aktorkę przeciętną, nie wybitną i w swoje role wkładała dużo pracy (wiele ją to kosztowało, kiedy zachorowała na chorobę nowotworową – z tego powodu zmarła). „Satysfakcję prawdziwą, głęboką może przynieść tylko teatr. To związane jest z rzetelną pracą, przez wiele tygodni, kiedy człowiek skupia się  nad rolą, nad jej kształtem, nad komunikatem wysyłanym widzowi” – powiedziała mi w wywiadzie udzielonym w Krakowie w 2006 roku, którego obszerne fragmenty przytacza zresztą autor książki. A przecież oprócz pracy w teatrze Kownacka grała w Teatrze Telewizji, w około 45 filmach, m.in.  „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” Janusza Rzeszewskiego i Mieczysława Jahody, znaczących serialach, m.in. „Matki, żony, kochanki”  Juliusza Machulskiego, pracowała dla Teatru Polskiego Radia. I o tym wszystkim Roman Dziewoński pisze, skupiając się na podejściu aktorki do budowania postaci,  które kreowała (np. Ofelii w „Hamlecie” i współpracy z – wtedy studentem PWST – Wojciechem Malajkatem). Przytacza liczne anegdoty teatralne, a szczególnie zapada w pamięć ta o spadającej peruce, niespodziewanych chichotach na scenie i „ugotowaniu się”, czyli zmianie sytuacji czy tekstu. Dziewoński wie  o tym od Kownackiej, ale też sięga po wypowiedzi jej zawodowych partnerów. Mówią wszyscy z ogromnym szacunkiem i sympatią: aktorzy, m.in. Piotr Fronczewski, Ewa Ziętek (koleżanka z roku ze szkoły teatralnej), Ewa Wiśniewska, Paweł Wawrzecki, a także charakteryzatorki , inspicjentki…

Za plus książki uznać trzeba, że autor traktuje aktorkę tak, jakby sama tego chciała – nie ma tam plotek, nie uchyla rąbka tajemnicy jej życia prywatnego, dowiadujemy się, że w 1983 roku urodziła syna Franka, można spekulować, że się rozwiodła (tak było) z Waldemarem Kownackim, też aktorem. Kobieta piękna, mądra i dobra, na firmamencie gwiazd nie gwiazdorzyła, a miała przecież  swoją gwiazdę, którą odcisnęła na Bursztynowym Bulwarze w  Gdańsku. Podczas wywiadu nie stawiała się ponad interlokutora. Książce i autorowi można jednak parę rzeczy zarzucić. Na pewno zbytnie idealizowanie osoby, toż to panegiryk, a każdy człowiek ma jednak choćby swoje drobne ułomności. Szkoda, że autor nie uporządkował relacji znajomych, bowiem za wiele jest zdarzeń i powtórzeń na jeden i ten sam temat. Warto też, by autor (architekt z zawodu) uznał, że czymś innym jest słowo mówione, a czymś innym przelanie go z nagrania na papier,  a ten zabieg wymaga  i stylizacji, i korekty. Liczba cytatów przytłacza, zbyt drobiazgowy jest opis sztuk teatralnych z przeszłości, sama idea ukazania Gabi ginie w dość chaotycznej relacji z jej życia. Zbyt  wiele jest dygresji i własnych opinii autora, a właściwie psioczenia na obecnych młodych aktorów, którzy nie dorastają do pięt dawnym, już teraz dojrzałym artystom. Nie podoba się Dziewońskiemu celebrycki sposób istnienia obecnych aktorów, ale zupełnie niedopuszczalne wydaje mi się wyzywanie ludzi  z reklamy od „matołków”. Porównywanie aktorów ma sens wtedy, kiedy przytacza autor opinię Kownackiej, która faktycznie nie lubiła szumu medialnego, a swą popularność potrafiła wykorzystać w słusznej społecznie sprawie. Jak to robiła, forsując beznadziejne przedsięwzięcia – to jej tajemnica, wszak przez całe życie otaczał ją jej nimb. I niech tak pozostanie. Na tym jej osobiście zależało i taka w pamięci większości przyjaciół została na zawsze. Zaletą książki o Gabi  są liczne fotografie z różnych jej okresów życia i jej rodziny, z ról teatralnych i planów filmowych, staranna i ładna jest szata graficzna całości, solidny spis wszystkich ról oraz indeks nazwisk.

Ewa Kozakiewicz
opis redakcji
  30.01.2013
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll