Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Piotr Śmiałowski
Wydawnictwo Trio
Warszawa, 2012
stron: 287
Tadeusz Chmielewski to nie tylko scenarzysta i
reżyser efektownych oraz ogromnie popularnych komedii („Ewa chce spać”,
„Gdzie jest generał…”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, „Nie
lubię poniedziałku”), znakomicie spełniał się również w opowieściach
bardziej serio, czego dowodem – świetny kryminał retro „Wśród nocnej
ciszy” czy przejmująca adaptacja „Wiernej rzeki” Stefana Żeromskiego.
Książka Piotra Śmiałowskiego „Jak rozpętałem polską komedię filmową”, poświęcona biografii i dorobkowi twórczemu autora „Ewy chce spać” (1957), jednego z najefektowniejszych – i najbardziej ekscentrycznych –
debiutów w historii polskiej kinematografii, ma charakter wywiadu
rzeki. Autor pyta, artysta – odpowiada. Ale autor pyta mądrze i
kompetentnie, co wcale w tego typu publikacjach nie jest normą, a
artysta odpowiada – ciekawie, szczerze, z humorem, ale i życiową
refleksją. Wszystko to sprawia, że tę dość długą rozmowę (287 stron)
czyta się jednym tchem. Już jej początek jest niezwykle efektowny, kiedy
Chmielewski na pytanie o dziecięce zauroczenie kinem, odpowiada:
„Nie było żadnego zauroczenia, był za to konkretny występ przed kamerą,
i to o wiele wcześniej, zanim nauczyłem się czytać i pisać”. Otóż,
jeden z kolegów z podwórka w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie przyszły
reżyser urodził się i wychował – Apolek, syn bogatego kamienicznika z
sąsiedniej posesji – dostał od ojca kamerę 8 mm, którą starał się kręcić
sceny z ulubionych filmów, obejrzanych przez chłopców w pobliskim kinie
Znicz na niedzielnym seansie za 10 groszy, otrzymanych od rodziców z
przeznaczeniem na kościelną tacę („Potem pozostawało tylko wymyślić, o
czym mówił ksiądz na kazaniu. Mama potrafiła o to w domu zapytać”). Mały
Tadzio zadebiutował więc w podwórkowej wersji „Tarzana, króla małp” jako najmłodszy… szympans. „Miałem wspiąć się na drzewo i zerwać
pomarańczę, która wciśnięta do ust Tarzana przywróci mu życie” –
wspomina Chmielewski. Wspiął się, zerwał, ale – jak przyznaje – „nie
dorósł do filmowej roli”, bo zamiast do ust Tarzana pomarańcza
powędrowała do buzi małego Tadzia, który ten egzotyczny owoc do tej pory
widział jedynie u Apolka i jego siostry. „Na wszelki wypadek nie
pchałem się już więcej przed kamerę” – podsumowuje. Dopiero
kilkadziesiąt lat później, gdy wcielił się w epizodyczną rolę zbójnika w „Podhalu w ogniu” (1955) Jana Batorego i Henryka Hechtkopfa (gdzie pełnił także funkcję asystenta reżyserów), robotnika w swoich „Pieczonych gołąbkach” (1966) czy technika policyjnego w „Wśród nocnej ciszy” (1978).
W
1949 roku zdał maturę i dostał się do łódzkiej szkoły filmowej. To nie
był najlepszy czas dla przyszłych filmowców, zresztą nie tylko
filmowców. Właśnie zaczynał się stalinizm, na zjeździe w Wiśle
postanowiono, że jedyną słuszną – i obowiązującą – metodą twórczą będzie
realizm socjalistyczny. „Myśmy jeszcze nie robili filmów, więc
przykręcanie śruby mogliśmy odczuć raczej w samej atmosferze panującej w
szkole i zmianie zachowania niektórych wykładowców. Przy wejściu
pojawiła się tablica z cytatem z Lenina: ‘Film jest najważniejszy
ze sztuk’. To hasło zresztą chwyciło i dopiero kilkadziesiąt lat
później okazało się, że Lenin tego nigdy nie powiedział, bo tak naprawdę
miał głęboko w dupie całe kino” – trafnie konkluduje Chmielewski. Mimo
„ciemnej nocy stalinizmu” w szkole nie było najgorzej – wykładali dobrzy
pedagodzy, powstawały interesujące etiudy, można było obejrzeć wiele
filmowych rarytasów – w normalnym obiegu kinowym nieobecnych – z „Obywatelem Kane” Orsona Wellesa na czele. Disneyowski „Mistrz hokeja” zrobił na przyszłych filmowcach tak wielkie wrażenie, że postanowili
rozgrywać własne mecze. Za krążek posłużyło drewniane kółko ze sztalugi,
a że były kłopoty z jednolitymi strojami, zawodnicy jednej drużyny
grali w samych majtkach, bez koszulek, a drugiej – w koszulkach, bez
majtek.
Zadebiutował w 1957 roku –
pełną poezji i surrealistycznego humoru, co było absolutnym novum na
gruncie rodzimego kina– opowieścią o młodej, naiwnej dziewczynie, która
przyjechała do szkoły o dzień za wcześnie i została zmuszona do
poszukania sobie noclegu. A w tle nocne życie miasteczka, w którym w
pełnej komitywie żyją z sobą policjanci i złodzieje… Ta ekscentryczna
komedia, którą wypracował sobie własny, rozpoznawalny styl kontynuowany w
późniejszych filmach, m.in. „Walet pikowy, czyli kobieta zmienną jest” (1960), „Pieczone gołąbki” (1966) czy „Wiosna, panie sierżancie” (1974), przyniosła mu Złotą Muszlę na festiwalu w San Sebastian (1958).
Chmielewski – jak słusznie zauważa Śmiałowski – swymi filmami łamał
kolejne tabu. W „Ewa chce spać” w komediowej tonacji pokazywał milicję, z
której raczej w tamtych czasach śmiać się nie należało, w „Gdzie jest generał…” (1963) czy w – utrzymanej w sowizdrzalskiej poetyce – „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” (1969) przedmiotem żartów uczynił wojnę, stanowiącą do tej pory temat
rozważań prowadzonych jak najbardziej serio, czego przykładem dorobek
polskiej szkoły filmowej (choć pierwsze jaskółki takiego innego
spojrzenia dostrzec można w dorobku Andrzeja Munka czy w „Giuseppe w Warszawie” Stanisława Lenartowicza z 1964 roku). Komedie Chmielewskiego były – jak stwierdza Śmiałowski –
„propozycją uczestniczenia w perypetiach bohaterów i śmianiu się razem z
nimi, a nie z nich”. To cenna konstatacja.
Książka Śmiałowskiego nosi tytuł „Jak rozpętałem polską komedię filmową” (za pomysł tytułu autor dziękuje Bożenie Janickiej, Alinie Jankowskiej i Michałowi Chacińskiemu).
To efektowny, ale – moim zdaniem – nieco mylny tytuł. Są bowiem w
dorobku Chmielewskiego dwa znakomite filmy, które komediami nie są: „Wśród nocnej ciszy” (1978), rasowy kryminał osadzony w latach dwudziestych ubiegłego wieku, oraz niezwykle udana ekranizacja „Wiernej rzeki” (1983) Stefana Żeromskiego, a pośród projektów niezrealizowanych m.in. ekranizacja przejmującej powieści Aleksandra Rody Rody „Chłopiec o 13 ojcach” czy „Zamach na Chruszczowa”, pełna suspensu historia Stanisława Jarosa, człowieka, który na terenie Zagłębia dokonał nieudanych zamachów na Nikitę Chruszczowa i Władysława Gomułkę.
Książka
Piotra Śmiałowskiego jest nie tylko dobrym czytadłem, w pozytywnym
znaczeniu tego określenia, ale i cenną dokumentacją dokonań jednego z
naszych najciekawszych reżyserów (świetny dobór zdjęć, precyzyjnie
opracowana filmografia).
Jerzy Armata
opis redakcji
6.01.2013
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024