Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Ignacy Szczepański
Poligraf
Brzezia Łąka, 2012
stron: 292
Nie zaskoczyło mnie, że Ignacy Szczepański wydał książkę. Jego wystąpienia na Forum Dokumentalistów i Animatorów podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego były retorycznymi popisami, skrzyły się wdziękiem, dowcipem i ironią. „Bohaterowie moich filmów. Spotkania” to rodzaj pamiętnika filmowego. Reżyser, scenarzysta, producent, wieloletni szef Sekcji Filmu Dokumentalnego Stowarzyszenia Filmowców Polskich stworzył literacki aneks do swoich dokumentów – portretów: Adama Kopycińskiego, Leopolda Buczkowskiego, Stefana Kisielewskiego, Józefa Tischnera, Kazimierza Dejmka.
„Czego nie ma w filmach, czego tylko ja byłem świadkiem, tylko ja to słyszałem, o tym rozmawiałem, to przede wszystkim jest w książce” – mówi autor. Skromnie (może nawet zbyt skromnie, ale cóż, znamy realia rynku) wydana książka musi więc obronić się sama. Bohaterami, anegdotą, językiem. I broni się. To nie są wspomnienia z planu filmowego. Każdy z pięciu rozdziałów to osobny byt literacki. Z pełną i rozwiniętą świadomością językową autor wybiera styl narracji i sposób komunikacji z czytelnikiem. Raz jest pięknie, raz prosto i klasycznie, raz konceptualnie. To książka, w której język, a nie treść, kształtuje postawę czytelnika. Szczepański zwalcza naturalną pokusę wygładzenia wypowiedzi, uszeregowania ich od najważniejszych w dół. Tworzy wewnętrzne portrety z okruchów wspomnień i rzuconych gdzieś w przestrzeń refleksji. Zgodnie z zasadą – im mniej, tym więcej. Nawet jeśli czasem gubisz się w toku myślenia bohaterów.
Porównajmy dwa fragmenty: jeden z rozdziału poświęconego pisarzowi Leopoldowi Buczkowskiemu, drugi z – najlepszej, moim zdaniem – opowieści o Adamie Kopycińskim, muzyku „kapeli oświęcimskiej”, z czasów, kiedy talent muzyczny mógł być przepustką do przeżycia.
„Leopold przysiada na obrzeżu mogiły. Patrzy w stronę kobiet. – Przychodzą tutaj. Klępy – kiwa głową. – Na groby swoich junaków. Rozciąga 'a' i brzmi to: jebaaaaków. Jebaków. Mistrzowskim pociągnięciem w jedno słowo zlepił junaka-rumaka-kochanka-żołnierza”.
„Przyszedł kiedyś transport jeńców radzieckich. Zgłosiło się kilkudziesięciu muzyków. Jeden lepszy od drugiego. Byli tak dobrzy, że serce rosło. Mieliśmy prawie czterdzieści trąbek. I takie, i owakie. I długie, i krótkie. Jeden z kandydatów, gdy zobaczył, że zbyt wielu już przyjęliśmy, chwycił za waltornię. Wiadomo, że dobry trębacz mógł bez trudu zadąć i na waltorni. Wiedział więc, co z tym instrumentem zrobić, jak trzeba palcować... Zagrał parę gam, pasaży. Ale był okropnie przerażony. Został przyjęty. Franz go poklepał protekcjonalnie po pysku. Franz odszedł, a ja zapytałem: 'Dlaczegoś taki wystraszony?’. 'Bo nigdy w życiu nie grałem na waltorni”.
Dwa skrajnie różne narracje łączy jednak, jak łatwo zauważyć choćby z tak krótkich wycinków, niezwykła siła obrazu. Szczepański jest reżyserem, i to się czuje. Każda z tych dwóch scen mogłaby być sekwencją filmu fabularnego. Ale Szczepański jest także erudytą, świadomym zarówno wartości inteligenckiego etosu, jak i tego, że świat powojennej elity intelektualnej powoli, nieubłagalnie przemija. W zabieganym współczesnym życiu polskiego inteligenta jest tak, jak zauważa ksiądz Tischner: „Ostatnimi czasy rzeczywiście mam stanowczo za dużo rozmaitych zajęć, które mnie, trudno powiedzieć, czy rozpraszają, ale coś w tym jest. To znaczy, ja mam świadomość, jakbym trochę grzebał o jakieś dwa metry od tego skarbu, który jest dla mnie przeznaczony”. „Bohaterowie moich filmów” to książka, która pozwala zwolnić i kopać we właściwym miejscu.
Anna Wróblewska
opis redakcji
5.12.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024