PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Jerzy Radziwiłowicz, Łukasz Maciejewski
Wydawnictwo Wielka Litera
Warszawa, 2012
stron: 440
Jest to jedna z tych publikacji, które całkowicie przeczą powiedzeniu, iż książki nie należy oceniać po okładce. W tym wypadku: ależ tak – ocenę tego tomu rozpocząć należy właśnie od jego okładki. Wywiad Łukasza Maciejewskiego z Jerzym Radziwiłowiczem to bowiem sklejka dwóch kompletnie różnych stylistyk, których esencję oddaje okładka: piękny czarno-biały portret aktora zadrukowany tytułem z rozsypanych literek koloru miętowego.
 
Na zdjęciu tylko twarz Jerzego Radziwiłowicza – duże zbliżenie wydobywa mapę zmarszczek i siwe włosy, w tęczówce odbija się błysk lampy. Można przyjrzeć się tej twarzy z bliska i warto byłoby przy tym pamiętać o wszystkich postaciach filmowych i teatralnych, które odcisnęły na niej swoje uczucia i osobowości. Fotografię rozcięto wzdłuż i umieszczono na okładce w ten sposób, aby wnętrze książki (ponad dwieście kartek wywiadu) oddzieliło połówki zdjęcia. Na okładce rysy twarzy aktora zostały częściowo zasłonięte przez tytuł – typograficznie chybiony, stylizowany na układankę pojedynczych, koślawych liter. Miętowy kolor wesolutkiej czcionki miał, jak rozumiem, przyciągnąć oko czytelnika, który dzięki temu w Kolporterze odnajdzie tę książkę na wykupionej półce z bestsellerami. Trudno i szkoda. Kończąc jednak smutny wątek okładki, dodam (bo zapomniała o tym oficyna Wielka Litera – wydawca książki), że zdjęcie, o którym mowa, znalazło się ponad cztery lata temu na plakacie „Otella” – sztuki wyreżyserowanej wówczas w Teatrze Narodowym przez Agnieszkę Olsten. Z plakatu wiszącego przy placu Teatralnym patrzył więc z uwagą i w napięciu Radziwiłowicz – Otello – taki sam jak ten na okładce.

Przechodząc do rozmowy przeprowadzonej przez Łukasza Maciejewskiego – krytyka filmowego znanego, powiedziałabym, zewsząd – rozmowa ta, podobnie jak okładka, sprawia wrażenie dziwacznej sklejki. Od pierwszych akapitów „słychać”, że wywiad prowadzony był z całkowicie różnych pozycji, jakby równocześnie na przeciwległych biegunach. W związku z tym powstał zapis dwóch „monologów” płynących odmiennymi nurtami i w różnym rytmie. Tematyka ta sama, ale temperamenty i styl minęły się. Całość zgrzyta. Pierwszy z tych „monologów” to wypowiedzi Jerzego Radziwiłowicza – te czyta się z przyjemnością. Jest ciekawa i mądra opowieść o zawodzie aktora, jest erudycja, są solidne racje udowadniające konkretne i wyraziste poglądy, jest rzadko spotykana pewność własnego zdania. Nie ma: mizdrzenia się eufemizmami czy wymijającego zbywania rozmówcy. Jest też kilogram zdrowego rozsądku, zdziwionego banałem, dość słabymi argumentami czy wyszykowanym przymilaniem się Maciejewskiego. Bo na drugi z tych „monologów” składają się niezręcznie wplatane pomiędzy wypowiedzi Radziwiłowicza słowa młodego krytyka filmowego. Słowa te, dodać trzeba, tylko czasami układają się w pytania, częściej stają się niepotrzebnymi wtrąceniami, trochę sztucznie wciśniętymi – mam wrażenie – dopiero podczas redakcji spisanego wywiadu. Są też w monologu Maciejewskiego  mało znaczące stwierdzenia, potakiwanie czy bezmyślne komentarze, mające – bo ja wiem – stworzyć wrażenie swobodnej, lub nawet kumpelskiej, atmosfery wywiadu. Mój ulubiony to ten kurtuazyjny, wyrażający smutek z powodu braku Radziwiłowicza na Facebooku – gdyby był, Maciejewski zaprosiłby aktora „do znajomych”. Ale najważniejsze, że – i najlepiej pokazuje to fragment rozmowy o najnowszym filmie Andrzeja Wajdy – Maciejewski nie posiada poglądów lub ich nie umie obronić, a to – wydaje mi się – w rozmowie z inteligentnym człowiekiem może stanowić trudną do pokonania barierę. Krytyk filmowy potrafi więc wymieniać nazwiska, zna kontekst spektakli i filmów, w których wystąpił bohater wywiadu, a nawet zazdrości gry z Emmanuelle Bèart, ale… Na pytanie Radziwiłowicza, czemu nie wierzy, że film o Wałęsie się uda, Maciejewski udziela odpowiedzi z gatunku tych, po których czytelnik spada z krzesła: „Bo biografia Wałęsy wykracza poza ramy kina”. Zresztą – to, jak wygląda ta kraksa dwóch odmiennych temperamentów, można zobaczyć na promocyjnym wideo, które dość bezrefleksyjnie wypuścił w świat wydawca książki. Łukasz Maciejewski – entuzjastyczny i donośny, zachwycony obopólnym, jak mu się zdaje, sukcesem, oświadcza Radziwiłowiczowi: „Nie miałem z Panem żadnego problemu – siedzieliśmy i gadaliśmy po prostu”. No, tak.  Radziwiłowicz zaś, na pytanie o to, co jemu wydaje się lekko dziwne w związku z publikacją tej książki, odpowiada: „– Lekko dziwne wydało mi się to, że – jak widzę – książka się cieszy zainteresowaniem. Czytają ją znajomi, czytają koledzy i słyszę od nich jakieś pochlebne opinie. No i jeszcze mi nikt nie powiedział, że się wygłupiłem ani że gadam głupoty. To jest pocieszające. Więcej nie wymagam”.

Od siebie Radziwiłowicz więcej tu wymagać nie musi – to prawda. Jego odpowiedzi są sycące i dowcipne, często zwięzłe i treściwe, lecz częściej: dłuższe, obrazowe, zwłaszcza kiedy mówi o dzieciństwie spędzonym na Grochowie, o dwudziestosześcioletniej pracy w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Przytacza historie i wrażenia przywiezione z planów filmowych Jeana-Luca Godarda, Jacques’a Rivette’a i Andrzeja Wajdy, rozwija też wspaniałą, długą argumentację, tłumacząc swoją nienawiść do bezmyślnie (nad)używanego terminu „tolerancja”. Tłumaczy, w jaki sposób, podczas pracy na planie „Człowieka z marmuru”, kształtowało się w nim i w reżyserze zrozumienie dla postaci Mateusza Birkuta, opowiada o fado i o buraku liściowym, o Lizbonie, o roli w serialu „Glina”. Niezależnie jednak od tego, czy mówi o windsurfingu, czy o wystawieniu przed Jarosławem Iwaszkiewiczem na Stawisku „Nastazji Filipowny” – zawsze można odnaleźć w jego odpowiedziach to samo: dystans, wiedzę i szczerość.

A jeżeli ktoś w najbliższym czasie będzie przechodził niedaleko Teatru Narodowego w Warszawie – proszę spojrzeć w górę. Zdjęcie chmurnego Jerzego Radziwiłowicza widnieje tam na plakacie spektaklu „Natan Mędrzec”, wyeksponowanym zwłaszcza na budynku sceny przy ulicy Wierzbowej. Jest tu nieco bardziej zmęczony i mniej hardy niż jako Otello cztery lata temu. Zamiast więc kupować książkę Łukasza Maciejewskiego, proszę wydać te kilkadziesiąt złotych na teatr. Oczywiście, tylko jeżeli zależy Państwu na Radziwiłowiczu w projekcie wielkim, kompletnym, przemyślanym i – co ważniejsze – udanym.  

Marta Syrwid
opis redakcji
  1.12.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll