Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Andrzej Łapicki, Kamila Łapicka
Wydawnictwo Czerwone i Czarne
Warszawa, 2012
stron: 287
Ona jest absolwentką Wydziału Wiedzy o Teatrze
warszawskiej Akademii Teatralnej, pracowała w czasopiśmie „Teatr”. On –
Wielkim Aktorem, teatralnym i filmowym, „głosem” Polskiej Kroniki
Filmowej, profesorem i rektorem warszawskiej PWST. Książka „Łapa w Łapę”
jest zapisem rozmów Kamili Łapickiej z mężem, Andrzejem Łapickim, które
prowadzili przez pół roku, tuż przed jego śmiercią.
Pogadać
to oni lubili. Na wszystkie tematy, ale najbardziej na zawodowe, bo
teatr i wszystko z nim związane było ich wielką pasją. Kiedy inni
plotkowali i mieli im wiele za złe, bo na ich związek wszyscy patrzyli
podejrzliwie – oni chodzili do teatru, jadali obiady w Czytelniku,
czytali książki i... też obgadywali innych, przeważnie ludzi z branży –
aktorów i reżyserów, na przykład Tadeusza Łomnickiego czy Gustawa Holoubka – gigantów sceny. Łapicki stawiał ich przed sobą, uznawał ich talent i kunszt, uważał ich za najlepszych polskich aktorów.
Te
pogaduchy Kamili z mężem nie zawsze dotyczyły tylko spraw teatru i
ludzi z nim związanych. W kolejnych, krótkich i lekko napisanych
rozdziałach książki dowiedzieć się można mniej więcej, na co zżymał się
On, czego nie lubiła Ona... Jak pięknie różnili się nie tylko z racji
różnicy wieku – a była znaczna: 60 lat, ale z powodu odmiennych
zapatrywań na różne sprawy. Na przykład relacji męsko-damskich. Kiedy
Kamila pyta Łapickiego, czy kobieta powinna pracować, ten uważa,
że nie. „Powinna pachnieć, ładnie wyglądać i bardzo się interesować
życiem męża, ale nie jego życiem erotycznym, tylko zawodowym. Powinna
mu mówić, że jest najlepszy, i stale go dopingować. Żona jest to rodzaj
dżokeja – mówił aktor. – A mąż – jest koniem”. Koń nie może dopingować
dżokeja – twierdził. W ich układzie w praktyce wyglądało to inaczej.
Kamila pracowała, prowadziła m.in. rubrykę teatralną w miesięczniku
„Pani”, a wycofanego z obiegu mistrza, który pisywał tylko felietony
teatralne, starała się popchnąć jeszcze na deski sceniczne i przed
kamerę. To się jej udało – zagrał w serialu „M jak miłość”,
recytował wiersze na jubileuszu 99-lecia Teatru Polskiego, z którego
zresztą dostał od Andrzeja Seweryna propozycję zagrania Dyndalskiego w „Zemście” Aleksandra Fredry, tak przez niego cenionego dramaturga.
Słowne
potyczki prowadzili na tematy banalne, np. strojów, bo Łapicki był
zawsze elegancki i nosił markowe ciuchy, ale robił odstępstwo w
przypadku szarego swetra, który dostał od ukochanej córki Zuzi. Nosił go
stale, zresztą zdjęcie blezera wiszącego na wieszaku pojawia się w
książce, obok porcelanowej filiżanki przywiezionej po wieczorze
poetyckim w żyrardowskiej Resursie. Jest jeszcze kilka innych
przerywników rozmówek: zdjęć z dedykacjami sławnych ludzi, jak Vivien Leigh czy Laurence’a Oliviera, korespondencji z Kazimierzem Brandysem, Tadeuszem Łomnickim i Andrzejem Sewerynem.
Istotą rozmów są jednak kwestie zawodu aktora, o którym ze znawstwem
mówi Łapicki. Aktor przyznaje się przed Kamilą do swojej porażki. Choć
położył rolę Kaliksta w „Celestynie” Fernando de Rojasa, wyreżyserowanej przez samego Leona Schillera,
kiedy miał zaledwie 23 lata, to pamięta to dokładnie i wstydzi się tego
– w wieku 88 lat! A zatem, jaka jest metoda, tajemnica zagrania dobrze,
chce dowiedzieć się żona teatrolożka. – „Ani przesadna analiza, ani
zwiedzanie muzeów, ani dodatkowe lektury – czyli ta cała intelektualna
podbudowa, nie dają gwarancji stworzenia dobrej roli. Rola wychodzi albo
nie wychodzi. Skąd to się bierze? Mogę wskazać tylko niebo, stamtąd
spływa łaska, która sprawia, że aktor się otwiera, czuje się wygodnie,
robi mu się ciepło – to też jest znak tego, że jest dobrze! I jest tą
postacią, której ludzie oczekują” – opowiada Łapicki. Kamila drąży
jednak dalej, chce wiedzieć, czy intelekt pomaga w grze, czy
przeszkadza? „Aktor intelektualista jest antytezą dobrego aktorstwa.
Jedynym wyjątkiem był Gustaw Holoubek, który inteligencję zamienił w
talent. Poza tym inteligencja jest w ogóle aktorowi niepotrzebna. On
jest instrumentem, który gra” – twierdził Łapicki. W książce jest też o
wstydzie. Ale nie o tym, kiedy przed publicznością aktor musi się
obnażyć, ale... wstydzie grania przed własną rodziną. Tak miał Andrzej
Łapicki, i nie on jeden... „Bo to jest zawód, który można uprawiać przed
obcymi, ale nie można raptem przed rodziną się wygłupiać. Kiedy na
widowni był ktoś z rodziny, grałem strasznie. Do dziś pamiętam ten
wstyd” – opowiada zaskoczonej żonie. Ba, nawet nie chce, by była obecna,
kiedy będzie recytował w teatrze wiersze. Kamila się nie poddaje,
towarzyszy mu jednak...
W rozdzialiku „Drużyna Wajdy” znajdziemy niezwykłą ciekawostkę. Andrzej Wajda wystąpił w sztuce Teatru Telewizji „Pogarda” i zagrał reżysera, czyli siebie. To był 1975 rok, a Łapicki pomysł „ściągnął” z filmu Jeana-Luca Godarda „Pogarda” – w filmie rolę reżysera grał słynny reżyser niemiecki Fritz Lang.
„Wajda długo dawał się prosić, aż w końcu zagrał” – opowiada Łapicki, a
do gry przekonało to, co miał robić... Miał oglądać film w telewizorze –
wybrałem „Okruchy życia”Claude’a Sauteta. – „Jak tak, to gram” –
powiedział laureat Oscara. Andrzej Łapicki i Andrzej Wajda wielokrotnie
z sobą współpracowali – przy czym najlepiej im to szło, tak twierdził
Łapicki, przy filmie „Wesele” według Stanisława Wyspiańskiego.
Swobodna
paplanina małżeństwa Łapickich obnaża ich codzienność, a tak naprawdę
miała pokazać „mistrza u schyłku”. Częściowo to się udaje: Łapicki –
kibic ligi angielskiej, Łapicki – poseł na Sejm X kadencji, Łapicki –
Szerepa, szlachcic z kresowym przydomkiem. „Fraza męża” określająca
sprawy zawodu, teatru i ironiczne jego poczucie humoru została
przekazana. Ale niektóre rozdziały zawodzą banałem i brakiem
konsekwencji: bo jeśli bohater się nie zwierza, a tylko odpowiada na
pytania (jak uważał Łapicki), to albo powinien uważać, co mówi, albo
pani Kamila powinna wyłapać rozmijanie się myśli. Łapicki przez całą
książkę podkreśla siłę sprawczą Boga i jego planu, który z góry
determinuje życie człowieka. Aż tu na koniec oświadcza, że życie jest
własnością człowieka, który ma prawo do eutanazji. Zaprzecza istnieniu
duszy... Być może buntuje się, gdy mówi: „Życie z wyrokiem śmierci to
jest kara Boga, a nie dar Boga”. Kamila Mścichowska była trzy
lata żoną Łapickiego, obydwoje mieli chyba świadomość szybkiego końca
ich związku, on bardziej niż ona, i w książce odnaleźć można wątki
autoironiczne oraz dygresje o śmierci. Wielki Aktor nie doczekał samej
książki w wersji papierowej (sam pochłaniał jedną książkę dziennie), ale
według zapewnień żony znał jej kształt w formie elektronicznej. Rozmowy
zapisane w książce para prowadziła od stycznia do lipca 2012 roku,
miesiąca, w którym Andrzej Łapicki zmarł (21 lipca). Nie lubił tych
wszystkich gadżetów technologicznych i być może znudziło mu się
nagrywanie na dyktafon, odczytywanie zdań z komputera. Bo łatwo się
wszystkim nudził...
Ewa Kozakiewicz
opis redakcji
1.11.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024