Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Juliusz Machulski
Agora SA
Warszawa, 2012
stron: 360
To bez wątpienia jeden z największych literackich hitów ostatnich lat. Książka nazywa się „Hitman”, a „manem”, który ją napisał, jest Juliusz Machulski, autor niezapomnianych hitów filmowych: „Vabank”, „Seksmisja”, „Kiler”, „Pieniądze to nie wszystko”. No właśnie, „pieniądze to nie wszystko”, bardziej liczy się talent, inteligencja i poczucie humoru, a to główne walory autora „Hitmana”.
Zanim sięgnąłem do książki Machulskiego, przeczytałem na łamach „Gazety Wyborczej” niezwykle interesujący wywiad z artystą przeprowadzony przez Donatę Subbotko, który okazał się znakomitym jej forszpanem. A w nim taki choćby fragment: „Humoru mamy za mało, honoru – za dużo i jest lokowany nie w tych miejscach, gdzie trzeba. Mieć dobre autostrady to byłby honor”. I przypomniałem sobie, jak przed kilkoma dniami o mało sobie nie wybiłem zębów z powodu dziury na Krakowskim Przedmieściu, kiedy nie patrzyłem pod nogi, a zagapiłem się na namiot ustawiony vis-à-vis prezydenckiego pałacu. Albo taka uwaga o osobach ciągle walczących o niepodległość, czyli m.in. mieszkańcach tego namiotu: „Oni coś przespali. Są jak leśne dziadki, co przesiedziały wojnę w lesie, myślą, że się nie skończyła i cały czas chcą z kimś walczyć, tylko że już nie ma z kim. Ze swoim lenistwem trzeba walczyć, uczyć się języków, poszerzać horyzonty. Brak konta i komórki to żadna życiowa postawa, to po prostu brak konta i komórki”. I sumująca rozmowę konstatacja: „Szczęście jest wtedy, gdy jesteśmy z żoną razem i nie musimy nic robić na siłę, a możemy sobie iść do kina albo poczytać. Są takie momenty, długie. I dobre jest bezinteresowne spędzanie czasu na rozmowie czy jedzeniu, w miłym otoczeniu, i żeby pogoda była”.
Miło połaskotany wywiadem, czym prędzej pobiegłem po książkę. Elegancko wydany tom, bogato ilustrowany atrakcyjnymi foto-graficzno-montażami Marii Machulskiej-Le Méné, córki reżysera, na ostatniej stronie zawiera dwie rekomendacje przyjaciół autora. „Każdy rozdział jego życia to nowelka filmowa często z przedowcipnymi dialogami. On sam w głównej roli z imponującą pamięcią szczegółów. A przede wszystkim z tym arcyinteligentnym poczuciem humoru, którym zawsze nas uwodził” – pisze Jerzy Stuhr. „Przeczytałam 'Hitmana' jednym tchem – ze wzruszeniem, rozbawieniem i wdzięcznością” – dodaje Agnieszka Holland. Sięgnąłem po książkę i konstatacja autorki mojej ulubionej „Gorączki” sprawdziła się co do joty – jednym tchem, ze wzruszeniem, rozbawieniem i wdzięcznością.
WZRUSZENIE. 4 sierpnia 1958 roku odbyła się premiera „Ostatniego dnia lata” Tadeusza Konwickiego. Juliusz Machulski miał wtedy niespełna trzy i pół roku. Rodzice zabrali go na premierę. Atrakcja nie lada, film dla dorosłych, po raz pierwszy w życiu. I zobaczył mały Julek, jak... tata na ekranie całuje jakąś obcą panią, a mama mu nie ma wcale tego za złe i jeszcze się cieszy. Niepojęte! I ogromnie wzruszające. „Trochę mieszają mi się te światy. Co jest naprawdę? Niby przed chwilą widziałem, że tata się utopił, a tu się śmieje ze mnie. I kto to była ta pani?” – pisze Machulski. Rzeczywiście, przesiadującym dużą część swego życia w ciemnej sali kinowej mieszają się te światy i przenikają wzajemnie. Sam to nie raz odczułem. Albo ten cudowny sen tuż przed oscarową galą, w którym po otrzymaniu statuetki Machulski krzyknął: „Ewa, Marysia, Olaf, Arnaud, I love you”, klepnął trzymanego przez Agnieszkę Holland Oscara po głowie i dorzucił po polsku: „Obudź się, Polsko! Mamy debeściaka!”. Jawa okazała się – niestety – mniej radosna. „Hollywood to fabryka snów, nie cudów” – stwierdza przy innej okazji autor „Hitmana”. Na jawie też ktoś inny krzyczy: „Obudź się, Polsko”, a „debeściak” w rzeczywistości jest nieco wyższy, choć mikrego wzrostu (Oscar mierzy sobie 13,5 cala, czyli 35 cm).
ROZBAWIENIE. Najbardziej rozbawiła mnie opowieść o pewnym starszym panu, który podszedł do autora książki – „dość spoconego i przykurzonego całym dniem przeżyć” – pijącego z kolegą piwo w gospodzie w Oborach, i powiedział: „Zazdroszczę wam, młodym! Wrócicie do domu i rzucicie się do łóżka spać!”, a oni mu na to: „Przecież pan może zrobić to samo za chwilę”. Wtedy usłyszeli: „Nie. Ja przedtem będę musiał się rozebrać i umyć”. Tak Machulski poznał Antoniego Słonimskiego, jednego ze swoich idoli. Albo zapoznanie się z pewną panią z MSW przy ul. Rakowieckiej, która na dobry początek rozmowy zacytowała fragment esbeckich akt: „Jest pan bardzo inteligentny i ma wielkie poczucie humoru”, na co w odpowiedzi usłyszała: „Jestem pod wrażeniem, że tyle o mnie wiecie”. Książka Machulskiego skrzy się dowcipem, ale w zabawnej formie często jej autor opowiada o sprawach istotnych, kto wie, czy nie najważniejszych.
WDZIĘCZNOŚĆ. Machulski pisze, że jako jedyny z chłopaków z klasy nie interesował się samochodami i zostało mu to do dzisiaj, że w tamtych czasach finka była tym, czym dziś są iPod czy PlayStation. Też tak miałem, a „Fiński nóż” Andrzeja Bursy pozostał do dzisiaj jednym z moich najbardziej ulubionych wierszy. Bardzo mi odpowiada spojrzenie autora „Hitmana” na wyjazdy zagraniczne, w których najważniejsze są „pogonie za niedostępnymi w Polsce filmami, książkami i płytami”. Do dzisiaj hołubię czarną płytę Hendrixa przywiezioną z Jugosławii czy Santany – z Czechosłowacji. I jeszcze te uwagi klimatyczne: „Jedynym dziś powodem podróżowania jest dla mnie lepszy klimat. Ucieczka od trwającej osiem miesięcy polskiej zimy”. Albo takie stwierdzenia: „Spóźnialskich nienawidzę bardziej niż alkoholików”, „Z rzeczy nieważnych najważniejsza jest piłka nożna” (to za Albertem Camusem) czy „Od dentysty zaangażowanego wolę profesjonalnego”. Ale najistotniejsze są dla mnie dwie – pozornie sprzeczne – konstatacje: „Najcenniejszy w życiu jest czas” i „Pośpiech poniża”.
Przed dwudziestu laty wielkie wrażenie zrobiła na mnie książka Jerzego Stuhra „Sercowa choroba”. Podobnie jak jej autor, też miałem na koncie kilkutygodniowy pobyt na oddziale kardiologicznym. Ten pobyt – i ta książka – zdecydowanie odmieniły moją hierarchię życiowych wartości. Wtedy właśnie zrozumiałem, że „Najcenniejszy w życiu jest czas” i że „Pośpiech poniża”. Machulski przypomina o tych wartościach i utwierdza w słuszności obranej drogi. Czytając „Hitmana”, zastanawiałem się, dlaczego jego autor – którego przecież osobiście nie znam – jak i jego poglądy są mi tak bliskie. Może dlatego, że obaj urodziliśmy się tego samego dnia – 10 marca (dawniej święto kościelne 40 Męczenników, a w czasach komuny – jak wyczytałem w jakimś starym kalendarzu robotniczym – Dzień Chłopa). Nawiasem mówiąc, tego dnia, jak przytacza autor „Hitmana”, urodził się także... Osama bin Laden. Ale on jest młodszy, starsze roczniki są lepsze.
Jerzy Armata
opis redakcji
7.10.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024