Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
KSIĄŻKI FILMOWE
Eric Lax
Wydawnictwo Axis Mundi
Warszawa, 2008
stron: 480
Woody’ego Allena niektórzy uwielbiają, inni
wręcz nie cierpią, a jest jednym z najsłynniejszych światowych reżyserów
i scenarzystów. Nie pochodzi z hollywoodzkiej fabryki snów. Przez całe
życie udaje mu się tworzyć autorskie kino, nie niezależne, ale o
indywidualnym charakterze i wyrazie. Nominowany kilkanaście razy do
Oscara, nagrodę zdobył trzy razy za najlepszy scenariusz oryginalny,
otrzymał też dwa Złote Globy.
Woody Allen lubi mieć nad wszystkim, co robi, kontrolę, dlatego w większości filmów
sam też występuje jako aktor. Postać neurotycznego intelektualisty
przesadnie gestykulującego, człowieka obarczonego licznymi fobiami,
nudziarza i egotyka stworzona przez Allena stała się znakiem firmowym
jego obrazów. To ona irytuje widzów bądź zachwyca. Nie jest to jednak
prawdziwe oblicze twórcy, zakodowane tak w ludzkiej świadomości. Jaki
jest zatem naprawdę Woody Allen i jak mu się udało przetrwać w
dzisiejszym świecie z własną wizją filmu? O tym można się dowiedzieć z
książki „Woody Allen o sobie samym. Rozmowy z lat 1971-2007” Erica Laxa, współpracownika „New York Timesa”, „Vanity Fair” czy „Esquire”, znanego biografa gwiazd filmowych, m.in. Humphreya Bogarta.
Historia
poznania się obydwu panów w 1971 roku ma znaczenie dla powstałego
wydawnictwa, gdyż naznaczone jest piętnem emocji. Eric Lax był
początkującym wówczas dziennikarzem „New York Times Magazine”, a
trzydziestosześcioletni Woody Allen wprawdzie już okrzepłym komikiem
(napisał dwie broadwayowskie sztuki), ale w świecie filmu stawiał
pierwsze kroki. Nic dziwnego, że gdy dziennikarz zjawił się w biurze
reżysera i scenarzysty przy Zachodniej Pięćdziesiątej ulicy na
Manhattanie, ten był speszony i onieśmielony całą sytuacją. Wszak miał
za sobą tylko dwa wyreżyserowane przez siebie napisane scenariusze: „Bierz forsę i w nogi” (1969) i „Bananowego czubka” (1971). Zdenerwowanie udzieliło się obydwu twórcom: reporter pytał z
listy i odhaczał pytania, reżyser dawał zwięzłe odpowiedzi. Nie rokowało
to najlepiej dla mającego powstać artykułu ani dla dalszej znajomości.
Tekst powstał, ale nie ukazał się w „Timesie”, mimo to drogi artysty i
przyszłego biografa skrzyżowały się jeszcze wielokrotnie. Kolejne
spotkania, w miarę jak panowie nabierali znaczenia każdy w swej
profesji, nacechowane były większą swobodą i fantazją. „– Cytowałeś mnie
dokładnie we właściwym kontekście i doceniłeś moje dowcipy –
powiedział, mając na myśli to, że cytowałem nie tylko ich początek, ale
również puentę. – Możesz wpadać do mnie do montażowni, kiedy tylko
zechcesz” – powiedział do Laxa Woody Allen, co autor publikacji
przytacza we wprowadzeniu. I tak to się zaczęło. Przez 36 lat
dziennikarz „wpadał” na plan Allena, rozmawiali w salkach projekcyjnych,
montażowni, garderobach, w samochodach i na chodnikach Manhattanu,
Paryża, Nowego Orleanu czy w kolejnych domach reżysera. Z tej coraz
swobodniejszej wymiany zdań powstawał dokumentalny materiał, który jak
ekspozycja poklatkowa w fotografii daje obraz transformacji Woody’ego
Allena od nowicjusza do jednego z najbardziej uznanych filmowców na
świecie.
Jak Allan Stewart Konigsberg (urodzony w 1935 roku) z nowojorskiego Brooklynu, bo tak brzmi
prawdziwe nazwisko artysty, przechodził od zwykłej komedii do dramatu i z
kim mu było po drodze – wie i odnotowuje Lax. Autor przypomina, że
szesnastoletni Allan zapisywał zwykle 3-4 kartki dziennie, to jest 50
dowcipów, za co płacono mu 20-40 dolarów tygodniowo, zaproszono do NBC
do „Colgate Comedy Hour”, a potem pisał już dla Sida Caesara. Zarabiając
jeszcze w szkole, musiał się ukrywać pod pseudonimem, a poza tym
uważał, że komik nie może mieć poważnego nazwiska, tylko pseudonim.
Napisanie scenariusza do „Co słychać koteczku” (1965),
najpopularniejszej ówczesnej komedii filmowej, w której też występował,
stało się doświadczeniem utwierdzającym go w przekonaniu, że musi mieć
zawsze kontrolę nad swymi scenariuszami. Stąd sam postanowił reżyserować
filmy; komedie romantyczne i slapstickowe, obrazy medytacyjne nad
światem pozbawionym Boga, paradokumenty, musicale, freudowskie fantazje z
tłem ukochanego Manhattanu. Na przykład w swoich filmach – „Manhattanie” (1979) był Isaakiem Davisem, „Nowojorskich opowieściach” Sheldonem Millsem, a w „Tajemnicy morderstwa na Manhattanie” (1993) Larrym Liptonem. Wszędzie pojawiał się jako hipochondryczny
mężczyzna w sztruksach, kaszmirowym swetrze i oliwkowym kapelutku,
nieporadny i gapowaty. W prawdziwym życiu (z wyjątkiem przesadnego
dbania o zdrowie, kiedy Woody żartuje i mówi: „Achilles miał tylko piętę
Achillesa, ja mam całe ciało Achillesa!”) taki nie jest! Autor książki
rozprawia się z tak przyjętym wizerunkiem reżysera, biorącym się głównie
z tego, że oliwkowe sztruksy i kapelusik naprawdę nosi prywatnie.
„Woody Allen jest antytezą swej postaci z ekranu, która zwykle znajduje
się w stanie kryzysowym i jest bardzo nerwowa” – pisze Lax, a Allen
dodaje: „Nie jestem tak nieudolny, jak często się przedstawiam dla
wywołania komicznego efektu. Wiem, że moje życie nie składa się z serii
katastrof, które są tak niedorzeczne, że aż zabawne. Życie jest o wiele
nudniejsze”.
Książka powstawała w
latach 2005-2007 jako autoanaliza dotychczasowej drogi zawodowej
reżysera i w tym czasie biograf porządkował teksty uzyskane wcześniej,
dając je do akceptacji twórcy, który przyłożył się do tego solidnie.
Rozmowy z kilkudziesięciu lat wprawdzie przypominają szczegóły z
realizacji konkretnych filmów, takich jak „Annie Hall” (1977) czy „Wszystko gra” (2005), z których Allen był szczególnie zadowolony, ale ideą książki
było systematyczne poddanie twórczości filmowej analizie. Dlatego Eric
Lax słusznie dzieli książkę na rozdziały, w których grupuje wszystkie
aspekty filmowe nie chronologicznie, ale tematycznie: od pomysłu i jego
zapisu aż do instrumentacji obrazu poprzez dobór obsady, grę aktorów,
wybór plenerów, wnętrz i pracę z operatorami, scenografami, żmudne prace
w montażowni czy dobór muzyki. Tak poprzez sposób tworzenia dzieła
najlepiej wyłania się prawdziwy obraz jego twórcy niezwykle pracowitego i
skromnego, świadomego swych ograniczeń, ale i pewnego dokonań. Czego
dowiadujemy się o Allenie i jego warsztacie? „Piszę tak, jak zawsze
pisałem, odręcznie, a potem przepisuję na tej samej co zawsze maszynie” –
opowiada Ericowi Lax. Lax wyjaśnia, że ta sama mała maszyna – to
Olimpia, którą Allen kupił, mając 16 lat, za 40 dolarów. Autor dopytuje
teraz reżysera o papierową torbę, do której kiedyś wrzucał karteluszki
ze swoimi pomysłami. Nadal ją ma i korzysta z jej zawartości. Allen
opowiada o męczącym procesie wymyślania akcji i dialogów w głowie (nawet
pod prysznicem) i ich zapamiętywania, myślowego pisania scenariusza,
przy którego przepisywaniu już może słuchać ukochanego jazzu
nowoorleańskiego. Allen nie lubi robić dużo dubli, nie jest skory do
dokrętek, ale w montażowni wszystko przepuszcza przez swoje ręce.
Szczególnie wyczulony jest na podkład muzyczny, który jest dla niego
„pożyczoną wspaniałością” (wykorzystuje piosenki z lat dwudziestych,
trzydziestych i czterdziestych – złotej ery swingu: Gershwina, Kerna, Portera, Berlina – „ponieważ to moja muzyka” – twierdzi). Prywatnie jaki jest? Prowadzi
uregulowany tryb życia: rano na planie, jest małomówny i pije ciepłą
wodę z cytryną, chodzi na mecze koszykówki ulubionej drużyny The New
York Knicks, co tydzień ma próbę w jazz clubie Michael’s Pub, gdzie gra
na klarnecie (można go posłuchać za 45 dolarów w Nowym Jorku). Mogliśmy
go posłuchać i my, bo trasa koncertowa Woody Allen and His New Orleans Band nie ominęła w 2008 roku Warszawy, a w 2011 – Katowic.
Nie
można powiedzieć, że rozmowy Laxa w każdym rozdziale płyną wartko i że
niektóre motywy się nie powtarzają, a jednak wynika z nich nienudny
obraz człowieka spokojnego i spełnionego, który dokładnie wie, czego
chce. Plusem długoletniego wywiadu w odcinkach (a nie wywiadu-rzeki)
jest niespotykana obecnie kultura w dotykaniu spraw osobistych słynnego
reżysera i komika. Nazwiska kobiet, z którymi był związany, padały tylko
wówczas, gdy miało to zawodowe uzasadnienie – nie można było pominąć
roli Diane Keaton czy Mii Farrow, związanych prywatnie z
artystą, a obsadzanych często w ważnych dziełach Allena. Osoba
Soon-Yi-Previn, ostatniej żony Woody’ego Allena, pojawia się tylko
wtedy, kiedy sam reżyser przywołuje jej obecność. A jednak szkoda, że
autor książki nie spróbował trochę podrążyć materii, którą zdobył, i
zadać reżyserowi dodatkowych, może bardziej skomplikowanych pytań niż
niekiedy trywialnych, gdyż rozmowa na temat sensu sztuki filmowej byłaby
pewnie ciekawsza. Woody Allen jest już oswojonym, chętnym rozmówcą i
świetnym gawędziarzem, który szczerze opowiada o swoich przemyśleniach.
Daje rady, jak dostać się do branży filmowej. „Więc jedyna rada, jaka mi
przychodzi do głowy, to ta, że jeśli coś się liczy, to praca. Nie
czytajcie o sobie, nie wdawajcie się w wielkie dyskusje o swojej pracy,
tylko ryjcie nosem w ziemi. I niech wam nie przyjdzie do głowy myśleć o
blaskach popularności. Nie myślcie o pieniądzach ani o pochwałach. Im
gorsze macie mniemanie o sobie, tym lepiej”. Czy tak jest istotnie? W
ostatnim rozdziale książki poświęconej karierze Woody Allen mówi: „Mam
przekonanie, że pod względem artystycznym nie osiągnąłem niczego
szczególnego. (...) Jestem zgryźliwym dowcipnisiem z Brooklynu czy
Broadwayu, który miał wiele szczęścia w życiu”. Nie wiem, czy to prawda.
Woody Allen ma 77 lat, a na ekrany europejskich kin wszedł jego 43.
film – „Zakochani w Rzymie”.
Ewa Kozakiewicz
opis redakcji
9.09.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024