PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Richard Schickel
Wydawnictwo Axis Mundi
Warszawa, 2012
stron: 512
„Martin Scorsese. Rozmowy” to świetna lektura nie tylko dla fanów twórczości tego wybitnego filmowca, choć im oczywiście sprawi najwięcej przyjemności. Książka Richarda Schickela poświęcona reżyserowi, który w tym roku skończy 70 lat, to fascynująca opowieść o jego filmach i ciekawy obraz drogi, jaką przeszedł do Hollywood. A przede wszystkim – znakomity portret artysty mierzącego się z własnym dorobkiem i swoją niełatwą przeszłością.

Richard Schickel jest legendą amerykańskiej krytyki filmowej. Wykładowca, dokumentalista, dziennikarz i autor ponad 30 książek poświęconych kinu, przez lata współpracował z magazynem „Life” i „Los Angeles Times”, a później „Time”. To właśnie on, obok Pauline Kael i Andrew Sarrisa, w 1967 roku stanął w obronie filmu „Bonnie i Clyde”, ostro krytykowanego przez Bosleya Crowthera. O ile autor „The New York Timesa” widział w dziele Arthura Penna głównie naiwnie zbudowane postaci i niczym niemotywowaną przemoc, o tyle jego młodzi adwersarze docenili go za nową energię i rewolucyjny styl. Obraz, który tak podzielił krytyków, dziś znajduje się w panteonie filmowej klasyki. Jego premierę uznaje się za symboliczny moment narodzin Nowego Hollywood, którego jednym z pionierów był bohater publikacji Schickla, Martin Scorsese. Wspomniane dzieło Penna stanowi jeden z licznych punktów, w których spotkały się drogi autora książki i twórcy „Taksówkarza” (1967) – obaj panowie od lat się bowiem przyjaźnią. Poznali się przypadkiem na początku lat 70., a zacieśnili znajomość dwie dekady później, gdy Schickel kręcił dokumenty poświęcone historii kina i zaprosił reżysera do współpracy. W 2004 roku zrealizował też dokument na temat jego kariery – „Scorsese on Scorsese”. Wkrótce potem pojawił się projekt książki. Jak zapewnia autor, artysta podszedł do tego pomysłu z entuzjazmem i sumiennie przygotowywał się do rozmów. Słynny krytyk i reżyser-kinofil spotykali się przez kilka tygodni i dyskutowali o filmach, weryfikowali swoje gusta, dzielili się inspiracjami. Przede wszystkim zaś krok po kroku analizowali twórczość Marty’ego – od jego pierwszych wprawek do zawodu, przez okres największych artystycznych sukcesów, po ukończoną właśnie „Wyspę tajemnic” (2010) oraz plany związane z produkcją filmu „Hugo i jego wynalazek” (2011).

Podstawowym kontekstem dla rozmów o kinie pozostaje przeszłość – rozumiana zarówno jako punkt odniesienia dla pracy Scorsese, jak i całej jego osobowości. Są twórcy, dla których kino wydaje się stanowić synonim walki o przetrwanie – kręcenie filmów oznacza ciągłe nadawanie sensu własnemu życiu. Takie są dzieła Romana Polańskiego – mimo uniwersalnej wymowy głęboko osobiste i noszące ślad traumatycznego dzieciństwa. Równie prywatne w tym sensie jest kino twórcy „Wieku niewinności” (1993) – czerpiące wiele z jego biografii, mieszczące w sobie jego prywatne rozrachunki ze światem. Ten wątek powraca w rozmowach niczym refren, przypominając o tym, jak bardzo dzieła Scorsese podszyte są prywatnymi obsesjami, lękami i fascynacjami. Ważnym elementem książki, dominującym szczególnie w pierwszych jej partiach, stają się więc wspomnienia z dzieciństwa i młodości, jakie snuje reżyser. Zanim przyszły rewolucjonista Hollywood wkroczył do studia, wychowywał się w ubogiej rodzinie włoskich imigrantów w Małej Italii, tętniącej „klimatem połowy lat 40. i nawet 50., kiedy filmy musiały być brutalne, a młodzi ludzie chłonęli je jak gąbka”. Świat młodego Scorsese był definiowany przez trzy czynniki: rodzinę, Kościół i wszechobecną przemoc na ulicach. Te wszystkie doświadczenia, obok poczucia alienacji (Marty od małego cierpiał na astmę, co skutecznie izolowało go od rówieśników), ukształtowały jego osobowość, wpływały na kolejne wybory i rodziły w nim cichą, skrywaną na razie rebelię.

Kwestia dojrzewania w niebezpiecznej dzielnicy szczególnie mocno wybrzmiewa w jego poruszającej opowieści o „Ulicach nędzy” (1973) – gangsterskiej balladzie przedstawiającej historię, jakiej sam mógłby być bohaterem. Każde ujęcie, zrealizowane w naturalistyczny, często brutalny sposób, miało źródło w autentycznych doświadczeniach reżysera, który skrywał się przed bezwzględnym światem w ciemnościach kina Loew’s Commodore na rogu Szóstej i Drugiej Alei. Właśnie filmy – najpierw te podziwiane z perspektywy małego widza, a później realizowane samodzielnie – parokrotnie uratowały mu życie. Tak było choćby w wypadku „Wściekłego byka” (1980), do którego realizacji przekonał go Robert De Niro, wyciągając reżysera z problemów z narkotykami i długotrwałej depresji. Tym, co często wychodzi w rozmowach na pierwszy plan, jest więc nieprzemijająca miłość, jaką darzy on Dziesiątą Muzę. Jak zresztą wspomina we wprowadzeniu Schickel, autor „Aviatora” (2004) jest twórcą, który zawsze tyle samo czasu poświęcał na poznawanie historii kina, co na kręcenie własnych filmów. Czytając zapis ich ożywionych rozmów, można wyobrazić sobie Scorsese opowiadającego z wypiekami na twarzy o obrazach, które go ukształtowały. Bez względu na to, czy mówi o ukochanych dziełach Jeana Renoira i Federico Felliniego, czy ulubionych westernach z Johnem Wayne’em – opowiada o nich z taką samą pasją i skrupulatnością. Podobnie jak w „Historii kina według Scorsese” – dokumentalnym zapisie jego osobistej historii kinematografii – widać, że do analizowanych filmów podchodzi niezwykle emocjonalnie. Nierzadko znajduje w nich fragmenty własnej biografii i namiastkę siebie, odczytując dzieła włoskiego neorealizmu przez pryzmat historii zasłyszanych przez dziadków, „Na wschód od Edenu” z punktu widzenia jego relacji z ojcem, a „Poszukiwaczy” – z perspektywy doświadczenia pokoleniowego. – Oglądanie filmów zawsze traktowałem jak rytuał – wyznaje reżyser, dopowiadając, że pomagało mu to w odzyskiwaniu spokoju i przynosiło wrażenie urzeczywistniania marzeń. – Kino było moim azylem. Podobnie jak Kościół, było to jedyne miejsce, które dawało trochę nadziei.

Twórczość Scorsese omawiana w prywatnym kontekście jawi się zatem jako tętniący życiem organizm, utkany z niełatwych doświadczeń i budowany w określonej przestrzeni, jaką jest ukochany Nowy Jork. Widać też, jak ważne są dla niego relacje z innymi ludźmi: przyjaźnie, miłości i fascynacje, które trwają latami. W licznych momentach reżyser podkreśla to, w jak wielkim stopniu jego projekty były uzależnione od innych, często bliskich mu osób, m.in. Harveya Keitela, Roberta De Niro czy Leonarda DiCaprio. I szczerze przy tym dodaje: „Wszystkiego nauczyli mnie aktorzy”. Opowiadając wiele o współpracy z artystami, wprowadza też czytelników w kulisy swoich metod twórczych, którym poświęcone są ostatnie rozdziały książki. Wyobraźnia reżysera zawsze była pochłonięta przez kolejne filmy, które oglądał. Od małego uwielbiał rysować ulubione sceny zapamiętane z filmów i zostało mu to do dziś. Pracując nad każdą produkcją, rozrysowuje nie tylko każdą scenę, ale też każdy oddzielny kadr, robiąc przy tym precyzyjne notatki na kartach scenariusza. Bardzo głęboko przeżywa nie tylko odbiór swoich filmów (co w dyskusji z Schickelem – czasem odważającym się skrytykować dzieła rozmówcy – znakomicie widać), ale też sam etap ich kręcenia. W pewnym momencie wyznaje nawet: „Jestem skupionym na sobie egoistą. Kiedy robię filmy, to jest, jak powiedział Frank Capra, choroba”. Choć zatem wiele produkcji miesiącami musiał odchorowywać, pracę wydaje się traktować jak próbę przedłużenia sobie życia. Tym samym rozmowy z Martinem Scorsese, które czyta się jednym tchem, składają się nie tylko na pasjonującą historię filmu widzianą jego oczami, ale też wnikliwy (auto)portret artysty, dla którego kino stanowi rodzaj sprzeciwu wobec przemijania. Przede wszystkim zaś zapis wielogodzinnych dysput przeprowadzonych przez Schickela przynosi fascynujący obraz drogi, jaką przeszedł Marty z nowojorskiej dzielnicy mafiosów na szczyt Hollywood. Ten baśniowy świat – jak przyznaje bohater książki – niewiele się jednak różni od Małej Italii. Mimo że nie ma tu tylu pistoletów, to reguły życia są tak samo bezwzględne, a zatracić się w nim jest równie łatwo. To jest już jednak temat na inną, zapewne równie intrygującą historię.

Magdalena Bartczak
opis redakcji
  30.08.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll