PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Jerzy Stuhr
Wydawnictwo Literackie
Kraków, 2012
stron: 268
Przez pół roku aktor prowadził w chorobie dziennik, który jest zapisem refleksji nad sobą, zawodem aktora i wszystkim tym, co stanowiło przedmiot zainteresowania Polaków.

Jerzy Stuhr przyzwyczaił widownię do swojej częstej obecności na scenie i planie filmowym, dlatego wiadomość o jego ciężkim stanie, wywołanym chorobą nowotworową, odbiła się szerokim echem. Na kilka miesięcy między październikiem ubiegłego roku a majem roku bieżącego zamilkł w sensie artystycznym, ale wykorzystał ten czas podwójnie: na zmaganie się z nowotworem (wiele wskazuje na to, że zwycięskie) oraz pisanie dziennika czasu choroby, zatytułowanego „Tak sobie myślę...”. Stanowi on przede wszystkim zapis refleksji nad sobą, wykonywanym zawodem, rodziną i światem, jak też relację z lektur, widowisk telewizyjnych i filmów obejrzanych w okresie chorobowym.

Zdiagnozowany rak w wielu przypadkach powoduje, że chory, wiedząc o jego terminalnym charakterze i czekających go cierpieniach, wyostrza zmysły, zwiększa krytycyzm wobec otoczenia, staje się bardziej śmiały i odważny w mówieniu prawdy, jak też dokonuje ścisłej selekcji tego, co czyta i ogląda. Nie inaczej stało się z Jerzym Stuhrem, który zaczął prowadzić pamiętnik z założeniem, że przez pół roku zintensyfikuje siły, by poddać się licznym chemio- i radioterapiom, a jednocześnie pragnął pozostawić literacki ślad tego, co zaprzątało go umysłowo. Nie zasklepił się w bólu i chorobie, nie stracił zainteresowania otoczeniem. Przeciwnie, postanowił, że każdego dnia w miarę sił napisze kilka stron dziennika, który będzie świadectwem jego aktywności intelektualnej i łącznikiem ze światem zewnętrznym. W ten sposób dał wyraz swojej nadziei na wyleczenie. Codzienne notowanie to odpowiedź aktora na ograniczenia związane z pobytami w szpitalu i długimi godzinami osamotnienia, a zarazem okazja do rozliczeń, podsumowań i osobistych wyznań z chorobą sprowadzoną do roli tła. Niemałe znaczenie miało też pragnienie artysty, by zmienić swój publiczny wizerunek, utożsamiany z rolami oraz kreowanymi przez niego postaciami (jakże często komediowymi), na „bliższy mym poglądom, osobowości, poczuciu humoru, obecnemu stanowi ducha”, jak notuje w styczniu tego roku.

Okres choroby wymagał od Jerzego Stuhra cierpliwości i pokory w walce z nowotworem, zaś prowadzenie pamiętnika zmiany perspektywy – z uczestnika życia stał się jego obserwatorem. Wśród tematów poruszonych w książce znalazły się m.in. warsztat aktora, aktualna kondycja teatru oraz kina i towarzyszące im zjawiska gwiazdorstwa i celebrytomanii, polskie kompleksy, wady narodowe, poziom dyskusji politycznych i zachowania publiczne. Autor „Tak sobie myślę...” chętnie wypowiada się również w bieżących kwestiach społecznych i obyczajowych, dzięki czemu książka nabiera cech kroniki, bowiem odzwierciedla po części to, czym w danym okresie żyła Polska: sprawę śmierci półrocznej Madzi z Sosnowca, spektakularną próbę samobójczą pułkownika Przybyła, przygotowania do EURO... Autor nie szczędzi krytycznych uwag pod adresem środowiska filmowego i surowo ocenia najnowsze polskie produkcje: polemizuje z wymową „W ciemności” i oryginalnością „Sponsoringu”, zachwyca go „Róża”, zaś odpycha „Baby są jakieś inne”. Z uwagą śledzi reakcje na polską premierę „Habemus Papam” w reż. Morettiego, z jego udziałem, uznając film za papierek lakmusowy wrażliwości rodzimych krytyków na niestandardowe ujęcie spraw watykańskich. Przejmująco wspomina umierających kolejno ludzi sztuki: Adama Hanuszkiewicza, montażystkę Elżbietę Kurkowską, Wisławę Szymborską, włoskich przyjaciół z branży.

Szczególne miejsce w dzienniku czasu choroby pełni najbliższa rodzina Jerzego Stuhra: żona Barbara, syn Maciej, oczekująca narodzin dziecka córka Marianna. Aktor poświęca im wiele ciepłych słów, dostrzegając ich wsparcie, zaangażowanie, dyskretną współobecność w cierpieniu. Szczególną okoliczność wprowadza wyczekiwanie na wnuczkę, która rodzi się w okresie przesilenia choroby, kiedy rokowania na wyleczenie raka krtani nabierają cech konkretu. W ten sposób w życiu aktora objawiła się metafizyka, której nie może zabraknąć tam, gdzie mają miejsce ludzkie dramaty, a szczęście miesza się z nieszczęściem.

Pisanie jako antidotum na zniewolenie przez chorobę nie jest dla aktora czymś nowym. Ponad dwadzieścia lat temu artysta przeżył ostry zawał serca, po którym powstała książka „Sercowa choroba, czyli moje życie w sztuce”. Wówczas autor skoncentrował się na wspomnieniu młodości i wchodzenia w zawód aktora. Bogatszy o dwie dekady doświadczeń w „Tak sobie myślę...” Jerzy Stuhr spisał refleksje człowieka, który obserwacją rzeczywistości rekompensował sobie to, co odebrała mu przewlekła i ciężka choroba. Powstał nietypowy dziennik czasu choroby, dokumentujący w większym stopniu nie przebieg leczenia, o którym znajdziemy zaskakująco mało informacji, lecz dobrą formę intelektualną aktora. Na szczęście diagnoza postawiona przez lekarzy rok temu spowodowała u niego „zwarcie szyków” i dziś jest głównie wspomnieniem, a wszystkim chorym daje nadzieję, iż dzięki sile i energii walkę z rakiem można wygrać.

Beata Pieńkowska
opis redakcji
  24.08.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll