PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KSIĄŻKI FILMOWE
plakat:
Piotr Kletowski, Piotr Marecki
Korporacja Ha!art
Kraków, 2012
stron: 336
Niezwykle interesująca, długa rozmowa trzech Piotrów: Kletowskiego i Mareckiego oraz Szulkina, jednego z najciekawszych, choć nieco zapomnianych artystów (sam woli, gdy określa się go mianem rzemieślnika) polskiego kina. Wcześniej krakowscy filmoznawcy wspólnie rozmawiali z Andrzejem Żuławskim („Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej", 2008) i Grzegorzem Królikiewiczem („Królikiewicz. Pracuję dla przyszłości”, 2011), a Marecki solo – z Andrzejem Barańskim („Barański. Przewodnik Krytyki Politycznej", 2009).

Podobają mi się wybory Kletowskiego i Mareckiego. Żuławski, Królikiewicz, Barański, Szulkin – to nie tylko interesujący twórcy, ale artyści chcący i umiejący rozmawiać, nieuchylający się od najtrudniejszych pytań, potrafiący nie tylko wyjawiać swoje sądy, ale i dzielić się swoimi wątpliwościami. Szulkin to bez wątpienia jedna z ciekawszych indywidualności polskiego kina. Niestety, od 1993 roku, w którym zrealizował znakomitą groteskę krótkometrażową, zatytułowaną „Mięso. Ironica”, nie kręci filmów, poświęcając się wyłącznie pracy teatralnej i pedagogicznej. Wielka szkoda, bo tworzył filmy w pełni autorskie, niezwykle oryginalne, zarówno w warstwie wizualnej, jak i myślowej. To skrajnie kreacyjne kino żywiło się jednak w dużej mierze naszą rzeczywistością. Dzięki wyszukanej metaforze, subtelnej przenośni, wreszcie – poetyce groteski – potrafił Szulkin sformułować wiele istotnych uwag na temat tego, co najbardziej zagraża współczesnemu człowiekowi, a więc manipulacji, kłamstwa, samotności. Bo swe opowieści umiejscawiał najczęściej w świecie niedalekiej przyszłości, pozbawionym wszelkich podstawowych wartości.

Ostatni pełny metraż – „Ubu króla” – zrealizował przed dziewięciu laty. O realizacji filmu zainspirowanego sztuką Alfreda Jarry’ego, poświęconą dziejom monarchy, który pod szyldem walki o wolność i demokrację w krwawy sposób przejął władzę i sprawował ją, dbając wyłącznie o własne interesy, myślał już od dawna. W końcu dopiął swego, kręcąc autorską wariację na temat niezbyt mądrego, ale przebiegłego i bezczelnego monarchy. Doceniam intencje, choć nie przepadam za tym filmem. O wiele bardziej cenię wczesne dzieła Szulkina, zwłaszcza debiutanckiego „Golema” (1979), przejmującą opowieść o życiu w odhumanizowanym mieście, pozbawionym wszelkich wartości, w którym rządzą doktorzy „poprawiający” zdegenerowane jednostki, zainspirowaną legendą Golema i słynną książką Gustawa Meyrinka. „Wojnę światów – następne stulecie” (1981) obejrzałem tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Ten film – chcąc, nie chcąc – wyraźnie antycypował naszą rzeczywistość. A rozgrywał się w roku 2000, tuż po inwazji Marsjan na Ziemię. „Marsjanie łakną ludzkiej krwi” – takim sloganem reklamowano film, będący efektownym studium zastraszonego i bezwolnego społeczeństwa, sterowanego przez wszechobecną telewizję, bo jak mawiał pewien „klasyk”: kto ma telewizję, ten ma władzę. Świat po atomowym kataklizmie jawił się także w następnym filmie Szulkina „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji”, w którym kilkuset ludzi schroniło się pod betonową kopułą, by oczekiwać tam  na przybycie Arki niosącej ocalenie. Zrealizowana w poetyce groteski „Ga, ga. Chwała bohaterom” (1985) to opowieść rozgrywająca się w czasach, kiedy Ziemianie skolonizowali już wszystkie sąsiednie planety, żyje im się dostatnio i za bardzo nie mają ochoty pracować, szczególnie w niebezpiecznym zawodzie astronauty, używając do prowadzenia statków kosmicznych więźniów.

Ale najbardziej cenię krótkie filmy Szulkina: „Narodziny” (1975), „Dziewce z ciortem” (1975), „Życie codzienne” (1976), „Kobiety pracujące” (1978) czy „Mięso. Ironica” (1993). W tym ostatnim kpi z narodowego myślenia o losach kraju i jego mieszkańców. Punktem wyjścia tych rozważań czyni reżyser... mięso, zwane w PRL-u surowcem strategicznym, podwyższanie jego cen często kończyło się bowiem zmianą ekipy rządzącej. Film jest kolażem socjologicznego eseju, komedii muzycznej i kabaretowej groteski. W 1976 roku  nakręcił Szulkin w krakowskim Studiu Filmów Animowanych krótkometrażówkę zatytułowaną „Copyright Film Polski MCMLXXVI”. Oto potężna prasa rozgniata na miazgę dorodne jabłko. Ekran ciemnieje, po chwili rozlega się triumfalne „Alleluja!”. W trakcie napisów końcowych pojawia się małe, zwiędłe i pomarszczone jabłko. Znów słyszymy „Alleluja!”, śpiewane tym razem starczym, zniszczonym głosem. Lata biegną, powstają nowe filmy, a Szulkinowski „Copyright...” nadal zachowuje swą aktualność.

Kletowski i Marecki wnikliwie wypytują swego rozmówcę o meandry jego twórczości filmowej i telewizyjnej (m.in. znakomita „Kariera Arturo Ui” z 1997 roku), rozmawiają o przeczytanych książkach, obejrzanych filmach, a także o tym wszystkim, co wokół – jednym słowem o życiu. To pouczająca lektura, czyta się ją jednym tchem, pozostawia refleksje. „Film nie kłamie i w ogóle wszelka twórczość nie kłamie. Twórczość obnaża. Wartość bądź głupotę” – czytamy już na pierwszej stronie tej frapującej książki. Albo inna, niezwykle prosta, ale jakże trafna konstatacja: „Żeby coś było głośne, to coś musi być ciche, żeby coś było jasne, to coś musi być ciemne, a jeśli lecimy cały czas głośno, to wtedy robi się głośno i tyle”. Przypomina mi się, jak Wiesław Dymny nauczał korespondencyjnie swą młodą żonę sztuki aktorskiej, pisząc jej na kartce z wojska: „Jeśli masz w jakiejś scenie zapalić niezwykle ważnego, życiowego papierosa, to nie możesz wcześniej wypalić całej paczki, bo nikt go nie zauważy”.

W książce Kletowskiego i Mareckiego jawi się Szulkin jako artysta zawieszony między  Sartre'em a Camusem. Na pytanie o ich słynny dualizm: „piekło to inni” – „piekło to ja”, odpowiada: „Zawsze będę stał po stronie «piekło to ja» i będę szukał tego piekła w sobie, a koledzy zorientowani socjologicznie szukali tego piekła na zewnątrz. Mało tego – odnajdywali jakieś adresy tego piekła na Mysiej czy w PZPR”. Kilka stron dalej dodaje: „Rewolty się boję. Anarchiczną postawę akceptuję w zakresie intelektu. Nie wierzę w żaden system, który by się nie przepoczwarzył w jakąś karykaturę samego siebie. Odzyskaliśmy wolność ponad dwadzieścia lat temu, w efekcie mamy wolnych, bezrobotnych robotników – najmitów XXI wieku. Postawę anarchiczną zawsze będę popierał, bo wydaje mi się, że jest ona obowiązkiem każdego intelektualisty, żeby nie śpiewał w chórze. Anarchiczność to obowiązek stawiania pytań, kim jesteś w danym momencie i jakie są twoje obowiązki w stosunku do świata, do bliźnich i do wolności”. Pod koniec rozmowy jej bohater stwierdza: „Chciałbym być cynicznym, uśmiechniętym staruszkiem. A jestem zmęczonym, zalęknionym dzieckiem”.

Filmy Piotra Szulkina zostały przypomniane podczas tegorocznej edycji wrocławskiego festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, ciesząc się dużym zainteresowaniem i uznaniem młodej publiczności. Książka Kletowskiego i Mareckiego została wydana poniekąd z tej właśnie okazji. Na jej jakości odbił się – niestety – redakcyjny pośpiech. Oto błędy, jakie dostrzegłem podczas lektury: dyrektor Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi, o którym wspomina Szulkin, nazywał się nie Łużyński, a Maciej Łukowski (to za jego kadencji realizowali w WFO swe autorskie filmy m.in. Bogdan Dziworski, Piotr Andrejew, Wojciech Wiszniewski, Marek Koterski i właśnie Piotr Szulkin). Na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie w 1994 roku Piotr Szulkin dostał nie – jak wspomina – Brązowego Lwa, a Srebrnego Smoka. Tych kilka bolesnych „wpadek” nie psuje jednak ogólnej oceny, powstała doprawdy niezwykle interesująca książka.

Jerzy Armata
opis redakcji
  14.08.2012
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll