PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Po "Sanatorium pod Klepsydrą" i "Ziemi obiecanej", czekała mnie jeszcze współpraca scenograficzna przy serialu "Lalka" w reżyserii Ryszarda Bera i ze scenografią Andrzeja Płockiego.
W Teatrze Polskim w Poznaniu mieliśmy zrealizować dużą scenę ukazującą bezkrytyczne uwielbienie Stanisława Wokulskiego dla panny Izabelli Łęckiej. Do ówczesnej Warszawy zaproszony został na gościnne występy w „Makbecie”, gwiazdor scen włoskich. Oczywiście cała towarzyska śmietanka stolicy musiała pokazać się z okazji tak niezwykłego wydarzenia. Reżyser Ber uparł się, że tę szekspirowską scenę, jaką jest spotkanie księcia z wróżkami-czarownicami, może zagrać wyłącznie Zbigniew Zapasiewicz. Nasz kierownik produkcji, Janek Szymański, bronił się jak mógł przed tym pomysłem, bo wiedział, że to on będzie musiał złożyć propozycję zagrania tej niewielkiej rólki aktorowi będącemu u szczytu sławy.

– Rysiu! Ja cię błagam, przecież to nic nieznaczący epizod. Co ja mam mu powiedzieć? Żeby wpadł do nas do Poznania i zagrał przez dwie godziny?

– Tylko Zbyszek powie ten monolog wiarygodnie! Nie zawracaj mi głowy. Nie ma gwiazdora, który nie chciałby zagrać w "Lalce".

Kłócili się dość długo, aż w końcu nasz kierownik machnął ręką. Blady z wściekłości poszedł do swojego malucha i wyruszył w kierunku Warszawy. Wolał tę nieprzyzwoitą propozycję złożyć osobiście, ponieważ telefonicznie nie chciała mu przejść przez gardło. Śledziłem ten pojedynek dość pobieżnie, bo co innego miałem na głowie. Trzeba było zamontować na scenie scenografię wykonaną wspaniale przez miejscowe pracownie, dokładnie według reguł obowiązujących w XIX-wiecznym teatrze.

W lożach uwijała się Albina Barańska z kilkoma tapicerami upinającymi aksamitne kotary w pięknym wiśniowym kolorze. Tyrała za dwoje, albowiem drugi dekorator wnętrz, Marek Iwaszkiewicz, odmówił współpracy pod pretekstem, że czuje się w tym teatrze absolutnie zbędny. Tak naprawdę przesiadywał całymi dniami w restauracji historycznego Hotelu Bazar, gdzie biesiadował i tęgo popijał. Miał jednak ku temu poważny powód. Otóż niedługo przed wybuchem II wojny światowej ojciec zabrał go z Wilna na męską wyprawę na Targi Poznańskie. No i właśnie w czasie tej podróży, w tymże Hotelu Bazar, Marek przeżył swoją inicjację seksualną. Dobry tata, nie szczędząc kosztów, wynajął piękną, luksusową prostytutkę dla swojego jedynaka. Miał więc Marek co wspominać pod szklanym, witrażowym dachem niegdyś wykwintnej knajpy i uważaliśmy, że jest całkowicie rozgrzeszony ze swego kilkudniowego nieróbstwa. Jego nostalgiczny nastrój psuł mu jedynie Janek niewybrednymi żartami:

– Marek, ona może gdzieś tu jeszcze przesiaduje? Powinna mieć co prawda nieźle po siedemdziesiątce, ale skąd wiesz… może jeszcze całkiem dobrze się trzyma?

Nadszedł dzień zdjęć. Dumny jak paw Janek zaprowadził do garderoby pana Zapasiewicza, którego osobiście przywiózł swoim samochodem, a sam zasiadł w pierwszym rzędzie, śledząc ostatnie przygotowania do pierwszego ujęcia. Z ukosa popatrywał z dumą na reżysera, którego od przyjazdu demonstracyjnie ignorował. Sala zapełniła się setkami statystów ubranych we fraki i koronkowe, długie suknie. Scena rozbłysła światłem.

– No, to jedna próba i kręcimy, bo już się zrobiło bardzo późno.

– Panie reżyserze! Pan Zbigniew jeszcze się ubiera.

– Jego ta próba nie dotyczy. On i tak zrobi swoje kiedy przyjdzie pora.

Po niewielkich poprawkach kamerowych padło sakramentalne:

– No dobra. Przygotować się do ujęcia. Kręcimy. Zaczynamy od Zbyszka, a potem scena pomiędzy Jurkiem Kamasem i Małgosią. Czy on jest nareszcie gotowy?

Zmęczona asystentka kostiumologa z rezygnacją kiwnęła potakująco głową. Kamera ruszyła, gdy nagle zza kulis zaczęły dochodzić przedziwne odgłosy. Niemiłe dla ucha zgrzyty i chrzęst żelastwa. W końcu na scenie pojawił się niezgrabny stwór odziany w  przedziwną, zardzewiałą zbroję. Poruszał się jak wielki chrząszcz i z wysiłkiem podążał ku przedniej rampie, gdzie miał wygłosić swój wspaniały monolog. To nie była droga łatwa, ponieważ dodatkowo na głowie miał potężny hełm z niewielką szparą na oczy. Po chwili zaskoczenia, Ber wrzasnął:

– Co to jest? Co on ma na sobie?

– Panie reżyserze, przykro nam ale nie było żadnej innej zbroi tego rozmiaru i byłyśmy zmuszone ubrać pana Zbigniewa w to coś...

Ryszard był bliski apopleksji a Janek demonstracyjnie wyszedł na papierosa.

– Nie! Nie! Nie kręcę!

– A to niby dlaczego? Chciałeś Zapasiewicza to go masz, a jutro wyjeżdżamy już z Poznania – odparował Szymański, który wyrósł jak spod ziemi i z widoczną satysfakcją przyglądał się reżyserowi. Nie wiem jak potoczyłyby się wypadki, ale sytuację uratował sam aktor. Jemu, podobnie jak i nam, bardzo zależało na skończeniu tych zdjęć.

– Ryszard, ja przecież mogę tę kwestię powiedzieć przez tę szparę. Tylko nie każcie mi wchodzić na scenę, bo będzie to trwało godzinę i nie gwarantuję, że się w tej skorupie nie wywalę jak długi.

Tak też się stało i pan Zbigniew wspaniale wygłosił tasiemcowy monolog swoim niskim, niepowtarzalnym głosem. Ber spojrzał z triumfem na Jana.

– No i co? Warto było?

– Mam nadzieję, że telewidzowie będą mieli dobry słuch, bo z naszego gwiazdora widać tylko oczy i to słabo.

Po powrocie do Łodzi, do pokoju produkcji, wpadł rozgorączkowany Janusz Weychert. W rękach nerwowo miął podniszczony egzemplarz powieści Bolesława Prusa „Lalka”. Popukał paluchem w trzymaną książkę nie mogąc złapać tchu, nie wiadomo, czy z emocji, czy z biegu po schodach.

– Tu stoi jak byk, że aktor mówi ten tekst po włosku. Na tym polega ta scena, że egzaltowana Łęcka nie rozumie ani jednego słowa...

Janek Szymański zsiniał na twarzy, a potem bezwładnie opadł na fotel.

– Nawet mi nie mów! To wyście tego wcześniej nie czytali?

– W scenariuszu nic na ten temat nie ma. Tylko coś mnie nurtowało, a więc sprawdziłem.

Zrezygnowany kierownik produkcji odbył drogę krzyżową po raz drugi i Zbigniew Zapasiewicz wyuczył się monologu na pamięć w dźwięcznym języku Dantego. Jego ust spod hełmu i tak nie było widać, a więc podłożenie nowej ścieżki dźwiękowej nie sprawiło najmniejszego problemu. Nieszczęścia chodzą jednak parami, na co najlepszy dowód mieliśmy kilka tygodni później… Korytarzem budynku nagrań dźwięku przypadkowo przechodził lektor języka włoskiego. Nadstawił ucha, a potem zapukał do drzwi. Uśmiechnął się grzecznie do Janusza Rosoła, naszego inżyniera dźwięku:

– Przepraszam, jaki to język? Czy to jest może po włosku? Przypomina nieco kalabryjski, twardy akcent. Mam problem ze słownictwem… ciekawe!

– A co? To nie jest włoski?

– No wie pan... Nie chciałbym się wtrącać, ale tylko niektóre słowa można zrozumieć i to z dużym trudem.

– Z nieba pan spadł chyba, tylko dlaczego dopiero teraz?!

Janek na wieść o tej rewelacji zacisnął szczęki, aż mu mocno zbielały policzki.

– A czy pan mógłby nam to „podłożyć” prawidłowo po włosku?

– Nie wiem czy potrafię, ale z drugiej strony to dla mnie wielki zaszczyt. Taki tekst!

Janusz chciał coś powiedzieć, bo pan lektor miał nieprzyjemny, piskliwy głosik. Janek zgromił go jednak wzrokiem i przystąpiono do nagrania.

Tych, którzy widzieli serial "Lalka" pragnę zapewnić, że ciemne, pałające oczy widoczne w zardzewiałej szparze hełmu należą do Zbigniewa Zapasiewicza, natomiast wydobywający się z pancernego stwora nieśmiały tenorek, nie jest jego własnością.



Andrzej Haliński
Magazyn Filmowy SFP, 40/2014
Zobacz również
fot. Roman Sumik/ Filmoteka Narodowa
Liam Neeson pokonał Christiana Bale'a
"Bitwa Pięciu Armii" najpopularniejszym filmem roku?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll